Przez własną głupotę opuścił mecz życia. Miał być krajową legendą, zaliczył szybki zjazd. "Ważyłem 150 kg"

Przez własną głupotę opuścił mecz życia. Miał być krajową legendą, zaliczył szybki zjazd. "Ważyłem 150 kg"
screen YouTube
Oszukiwał, wyzywał trenerów, rzucał nożyczkami w Zlatana Ibrahimovicia i… był wielką nadzieją egipskiego futbolu. Zanim swoje panowanie w kraju faraonów rozpoczął Mohamed Salah, to właśnie Mido rozbudzał wyobraźnię tamtejszych fanów. Nie wykorzystał jednak wielkiego potencjału. Buty na kołku zawiesił już w wieku 30 lat.
Wystarczyły mu cztery mecze w barwach rodzimego Zamalek, aby zwrócić na siebie uwagę Europy. Jako 17-latek podpisał kontrakt z belgijskim Gent i choć przecież był młokosem, który przenosi się do obcego kraju, na inny kontynent, nie potrzebował praktycznie żadnego czasu na aklimatyzację. Pierwszy, i jedyny jak się potem okazało sezon w tym klubie, zakończył z dorobkiem 11 goli w 25 meczach.
Dalsza część tekstu pod wideo

Na pieńku z Koemanem, nożyczkami w Zlatana

Zgłosił się po niego wówczas wielki Ajax. Mido przeżywał w Amsterdamie jedne z lepszych chwil swojej kariery, ale też coraz mocniej dawała o sobie znać jego krnąbrna natura. Chociaż nadal był młody, nie dał sobie w kaszę dmuchać i próbował rozstawiać po kątach nawet mocne osobistości.
- W swoim kraju jest postrzegany jako supergwiazda, ale powinien mieć świadomość, że musi się wiele nauczyć i należy mu przypomnieć, co to znaczy grać dla takiego klubu jak Ajax. Jeśli posadzę go na ławce rezerwowych, będzie musiał ciężko pracować, aby zasłużyć na szacunek - mówił ówczesny szkoleniowiec Ajaksu, Ronald Koeman.
O tym, że obaj nie mieli się ku sobie, Mido przypominał nawet niedawno, a więc kilkanaście lat po okresie ich współpracy.
- On sprawił, że musiałem opuścić Ajax, gdy wyraziłem publicznie moją szczerą opinię o drużynie, choć miałem wtedy zaledwie osiemnaście lat - pisał Egipcjanin w swoich mediach społecznościowych.
Mido był szaleńcem i przekonał się o tym nawet Zlatan Ibrahimović, wtedy jego klubowy kolega. Gdy Egipcjanin w prestiżowym meczu z Feyenoordem wszedł jedynie z ławki, był wściekły. Z “Ibrą” kłócił się już na murawie, a kiedy w szatni po spotkaniu Mido nazwał kumpli z zespołu “żałosnymi kretynami” i usłyszał odpowiedź w podobnym stylu, zbulwersowany rzucił w Zlatana… nożyczkami.
- Nożyczki przeleciały obok mojej głowy, prosto w betonową ścianę i spowodowały pęknięcie - opowiadał potem Ibrahimović w swojej autobiografii.

Tournee po klubach

Mido rozrabiał, ale grał też w piłkę i robił to bardzo dobrze. Pierwszy sezon w Amsterdamie zakończył z dorobkiem 12 goli i czterech asyst. Drugi też zaczął świetnie, w 16 spotkaniach notując bilans dziewięciu bramek i siedmiu decydujących podań, ale potem został przesunięty do drużyny rezerw za niewystarczające zaangażowanie w treningi.
Wówczas Egipcjanin rozpoczął tournee po kolejnych klubach, bo w Amsterdamie nie miał już przyszłości. Najpierw został wypożyczony na kilka miesięcy do Celty Vigo, a potem sprzedany Olympique’owi Marsylia. We Francji wytrwał jednak tylko rok i przeniósł się do Romy, w której zakotwiczył na… nieco ponad sześć miesięcy.
W bardzo krótkim odstępie czasu Mido zwiedził więc trzy z pięciu czołowych lig Europy - Primera Division, Ligue 1 i Serie A. Nigdzie nie zrobił furory. Najlepiej, mimo wszystko, szło mu nad Sekwaną.
  • Celta Vigo - 8 meczów, 4 gole,
  • Olympique Marsylia - 34 mecze, 9 goli, 7 asyst.
  • AS Roma - 14 meczów, 0 goli, 3 asysty.
Z Romy odszedł do Tottenhamu, najpierw jeszcze tylko na półtoraroczne wypożyczenie. I to był strzał w dziesiątkę. Bardzo dobrze spisywał się w sezonie 2005/06, gdy w 27 meczach Premier League ustrzelił 11 goli.
“Koguty” podpisały z nim więc stały kontrakt, ale po parafowaniu umowy Egipcjanin znacząco obniżył już loty. W kolejnej kampanii rzadko wychodził na murawę. Miał też coraz większe problemy zdrowotne. Po kiepskim roku wybrał transfer do Middlesbrough.
- Popełniłem duży błąd odchodząc z Tottenhamu. Nie byłem na tyle cierpliwy, aby rozegrać jeden mecz i nie zagrać następnego - mówił po latach.

Konfliktowy w kadrze

Mido uchodził wtedy za gwiazdę w swoim kraju i oczywiście regularnie grał też w reprezentacji, w której jednak co rusz podpadał kolejnym selekcjonerom. Najpierw Marco Tardelliemu, kiedy odrzucił powołanie z powodu rzekomej kontuzji, by dzień później… zagrać w towarzyskim meczu Romy.
W 2006 roku Mido mógł zostać bohaterem narodowym, bo wraz z kadrą przedzierał się przez kolejne etapy Pucharu Narodów Afryki. I choć “Faraonowie” faktycznie sięgnęli po złoto, to on przez własną głupotę nie zagrał w wielkim finale. W trakcie półfinałowej rywalizacji z Senegalem wdał się bowiem w awanturę z selekcjonerem, Hassanem Shehatą, kiedy ten zdecydował się zdjąć go z boiska. Doszło do pyskówki, a kiedy szkoleniowiec nazwał Mido “osłem” ten, niemal jak w podstawówce, odparł: “Ty jesteś osłem!”.
Na murawie zameldował się wówczas inny napastnik, Amr Zaki, i to on swoim golem zapewnił Egiptowi awans do finału, w którym drużyna, już bez zawieszonego na pół roku Mido, pokonała po rzutach karnych Senegal.
Po odcierpieniu kary Mido wrócił jeszcze do kadry, ale nigdy później nie zagrał już na wielkim turnieju reprezentacyjnym. Gdy Egipcjanie w 2008 i 2010 roku ponownie sięgali po złoto Pucharu Narodów Afryki, jego nie było w zespole.
Po odejściu z Tottenhamu kariera Mido wskoczyła na równię pochyłą. Egipcjanin zwiedzał kolejne kluby, ale nigdzie nie był w stanie nawiązać do dawnej formy. Grał dla Middlesbrough, Wigan, West Hamu. Wrócił nawet do Ajaksu i egipskiego Zamalek, a potem podjął ostatnią próbę w barwach angielskiego Barnsley, gdzie rozegrał… jeden mecz.

150 kg na wadze

To wszystko jednak na nic. W końcu Mido powiedział pas. Miał zaledwie 30 lat, kiedy poinformował o zakończeniu kariery. Kariery, która mogła, i chyba powinna, być zdecydowanie bardziej udana.
Po odwieszeniu butów na kołek Mido całkowicie się zaniedbał. W niczym nie przypominał już sportowca.
- Miałem 150 kg i osiągnąłem punkt, w którym nie mogłem przejść 30 metrów. Jeśli to zrobiłem, zacząłem odczuwać ból w plecach, stawach i kolanach - przyznawał.
W końcu jednak były piłkarz czołowych europejskich klubów postanowił zawalczyć o siebie.
- Miałem ze sobą trzech przyjaciół, a do końca wyspy było 300 metrów. Piasek był trochę ciężki i było słonecznie, więc powiedziałem im: „Nie mogę chodzić”. Musiałem siedzieć 30 minut. Miałem tylko 34 lata. To był moment, w którym pstryknął przełącznik. Dwa dni później poszedłem do lekarza. Poprosił mnie o wykonanie badań krwi. Kiedy odebrałam wyniki i lekarz zaczął ze mną rozmawiać, wiedziałam, że muszę się zmienić. Powiedział mi, że mój cholesterol wynosi 320, a górna granica średniej to 200. Powiedział, że jestem na skraju cukrzycy - opowiadał.
Wtedy Mido wziął się za siebie i znacząco polepszył swój stan zdrowia. Zaczął pracować jako trener, dyrektor techniczny, a także ekspert w telewizji. Na Twitterze/X śledzi go dziś aż 5,5 mln osób. Co ciekawe, nawet Robert Lewandowski ma na tej platformie 2,9 mln obserwujących. To pokazuje jedynie, że Egipcjanin wciąż cieszy się sporą popularnością.
Mido
Transfermarkt

Przeczytaj również