Sead Kolasinac - bośniackie dziecko wojny naprzeciwko Polakom. Nie boi się noży, bandytów i boiskowych rywali

Bośniackie dziecko wojny naprzeciwko Polakom. Nie boi się noży, bandytów i boiskowych rywali
Matthew Ashton / PressFocus
Jak wielu jego rodaków był zmuszony wraz z rodzicami wyemigrować do Europy Zachodniej. Jako dziecko każdą wolną chwilę spędzał z piłką, jednak początkowo miał problem ze znalezieniem klubu. A gdy otrzymał życiową szansę w Gelsenkirchen, już jej nie zmarnował. I choć sportowo ostatnio obniżył nieco loty, to ciągle było o nim głośno. Bałkańska krew robi swoje. Sead Kolasinac nie zwykł pękać przed bandytami. Dziś stanie naprzeciwko reprezentantów Polski.
Przeciwko Włochom lewy obrońca Arsenalu rozegrał 31. spotkanie w barwach narodowych. To doskonały rezultat, biorąc pod uwagę, jaką drogę musiał przejść, by znaleźć się w obecnym miejscu. Na starcie kariery większość niemieckich klubów pokazywała mu jedynie drzwi wyjściowe. A za naszą zachodnią granicą się pojawił, bo rodzice uciekali przed wojną w dawnej Jugosławii. Sead Kolasinac pokonał drogę od bałkańskiego kotła do dumnego reprezentowania Bośni.
Dalsza część tekstu pod wideo

Zwykły dzieciak

Rodzina Kolasinaca musiała wyemigrować z miejscowości Capljina, bo miejscowe konflikty uniemożliwiały normalne życie. Azyl znaleźli w Karlsruhe, gdzie Sead przyszedł na świat. W dzieciństwie liczyła się dla niego tylko jedna rzecz - futbolówka. Nie najnowsza piłka od Nike czy taka sygnowana logiem Ligi Mistrzów. Nikt nie myślał o takich luksusach. Dla Kolasinaca istotne było jedynie, aby przedmiot miał kulisty kształt. To wystarczyło.
- Gdy byłem dzieckiem, mogłeś mnie znaleźć tylko na boisku. To był fajny okres, poznawałem mnóstwo ludzi. Pamiętam, że boiska były pełne, w kolejce do gry czekało po siedmiu, ośmiu chłopaków. Dziś orliki stoją puste, a odpowiedź jest prosta. Telefony, komputery - mówił w rozmowie dla “Arsenal.com”. - Wtedy nie mieliśmy smartfonów, ale też ich nie potrzebowaliśmy. Kiedy zapalano latarnie, wiedzieliśmy, że jest 19:00 i trzeba wracać do domu - kontynuował.
Sead od małego wiedział, że chce w przyszłości zostać piłkarzem. Niestety, mimo codziennych wielogodzinnych praktyk, jego boiskowe początki nie należały do najłatwiejszych. W rodzinnej miejscowości powiedziano mu, że się nie nadaje i lepiej, żeby poszukał innego zawodu. Nie powiodło mu się również w Hoffenheim i Stuttgarcie. Chociaż wciąż mu odmawiano, nie miał zamiaru się poddać. Piłkarski raj na ziemi odnalazł w Gelsenkirchen.

Perła Gelsenkirchen

Schalke to klub, który od dawna znany jest z masowej produkcji futbolowych perełek. Wielu utalentowanych piłkarzy zawdzięcza udaną karierę Norbertowi Elgertowi. Ten niemiecki trener od 2003 r. odpowiada za prowadzenie drużyny do lat 19 oraz pracę nad nieoszlifowanymi diamentami akademii “Die Köningsblauen”. Efekty jego pracy zasługują na słowa uznania.
- Gdy spotkałem Norberta, od razu pomyślałem, że to jest ta szansa, którą muszę wykorzystać. Powiedział mi, że jeśli uwierzę i będę go uważnie słuchał przez dwa lata, to będę miał szansę na awans do seniorskiej drużyny. Gdy zaczęliśmy pracę, poczyniłem ogromny progres. Byłem lepszy taktycznie, poprawiałem się w wielu aspektach. Czułem, że rzeczywiście mogę wejść na poziom zawodowy - stwierdził Kolasinac.
Pod okiem Elgerta bośniacki zawodnik wyrósł na kapitana młodzieżowego zespołu Schalke, które w sezonie 2011/12 sięgnęło po juniorskie mistrzostwo Niemiec. Wystarczył rok, aby Sead zapracował na miejsce w pierwszej drużynie S04. Rok po roku stawiał kolejne kroki naprzód. Najpierw rozegrał 16 meczów w debiutanckim sezonie Bundesligi. Później przekroczył barierę dwudziestu spotkań, aż wreszcie stał się nieodłącznym elementem wyjściowego składu.
- Norbert Elgert to człowiek, od którego musisz chcieć się uczyć, aby być lepszym. To nie tylko ja i Mesut Oezil, ale mnóstwo chłopaków, dziś grających w Bundeslidze i innych ligach. Z tym trenerem zaczynasz jako chłopiec, a on tworzy z ciebie mężczyznę. Buduje twoją osobowość - uważa piłkarz Arsenalu. Trudno nie przyznać mu racji, patrząc na to, że pod okiem tego szkoleniowca pracowali również Julian Draxler, Leroy Sane czy Manuel Neuer.
Sam Kolasinac spędził w Zagłębiu Ruhry sześć lat i wykorzystał ten okres w 100%. Najlepiej mu szło w trakcie sezonu 2016/17. Schalke jako kolektyw wyglądało mizernie, zajęło dopiero 10. lokatę w lidze, ale Sead nie mógł sobie mieć nic do zarzucenia. Grał jak z nut, efektywnie, wyróżniał się na tle przeciętnych partnerów.

Serce wojownika

Co oczywiste, przyszedł czas na transfer do bardziej renomowanego klubu. Kolasinac wybrał Arsenal, gdzie spotkał się z dawnym znajomym z Gelsenkirchen, Mesutem Oezilem. Wprawdzie trudno “od ręki” wymienić kilka wspólnych, szczególnie udanych zagrań tej dwójki, za to o byłych zawodnikach Schalke zrobiło się głośno z powodu incydentu pozaboiskowego. Rok temu Bośniak udowodnił, że płynie w nim prawdziwa bałkańska krew. Stawił czoła bandytom, którzy napadli na niego i Oezila.
- Bałem się o Seada. Bałem się o moją żonę. Nawet nie myślałem wtedy o sobie. Nic nam się nie stało i to jest najważniejsze. Baliśmy się, ale policja powiedziała, że znalazła tych przestępców, którzy później próbowali jeszcze okraść innych ludzi - zdradził Oezil na łamach “The Guardian”. Kolasinac nie chciał zabierać głosu. Gdy wrócił do składu, powiedział jedynie, że cieszy się z ponownej możliwości gry. Żadnej autoreklamy. Zero zasłużonej pochwały dla własnych dokonań. A przecież w pojedynkę powstrzymał dwóch uzbrojonych bandytów.
Cały świat przekonał się, że rozbudowana muskulatura 27-latka idzie w parze z empatią, charakterem, instynktem. Od wielu lat był znany z masywnej budowy ciała. Posturą przypominał szafę. I to trzydrzwiową. Gdy w 2017 r. przybył do Londynu, Theo Walcott stwierdził, że Bośniak przypomina mu czołg. Zresztą ten pseudonim przylgnął do niego na stałe.
- Jest zbudowany jak jedna z tych toalet w Północnym Londynie, które przetrwały naloty bombowe w czasie II wojny światowej - stwierdził były napastnik, Garth Crooks. Postrach może wzbudzać także jego żona, Bella. Kilka miesięcy temu zatrzymano ją na lotnisku, bo trzymała w torebce… paralizator. Jak sama przyznaje, nie wiedziała, że zakazane jest wniesienie go na pokład.

Powrót do domu

Heroicznym czynem 27-latek na zawsze wkupił się w łaski wszystkich kibiców Arsenalu. Problem w tym, że w międzyczasie nieco obniżył loty, jeśli chodzi o dokonania sportowe. Nie sprawdził się w systemie Unaia Emery’ego, a przyjście Mikela Artety niewiele zmieniło. Hiszpan preferuje Kierana Tierneya czy zjawiskowego Bukayo Sakę. W meczu o Tarczę Wspólnoty na lewej flance testował Ainsleya Maitlanda-Nilesa i trzeba przyznać, że Anglik zdał egzamin śpiewająco. W Londynie nie ma już miejsca dla monstrualnego wahadłowego, którego dodatkowo ostatnio męczyły kolejne urazy. I właśnie teraz, po raz drugi, pomocną dłoń do Kolasinaca wyciąga Schalke.
Dobrze poinformowany “Bild” podawał, że Kolasinac ma początkowo iść na wypożyczenie, a ekipa z Veltins-Arena wykupi go dopiero po roku. Niemieccy dziennikarze przekazali też, że Sead trzy razy spotykał się z dyrektorem sportowym klubu, Jochenem Schneiderem, aby ustalić szczegóły umowy. Według przecieków Bośniak może od razu otrzymać opaskę kapitana. W Gelsenkirchen brakuje boiskowych liderów, charyzmatycznych postaci. Energiczny 27-latek stanowiłby wzór dla innych.
Transferowe szaleństwo chwilowo trzeba odłożyć na później, bo na razie piłkarz skupia się na zgrupowaniu reprezentacji. Chociaż urodził się w Karlsruhe i grywał dla młodzieżowych drużyn “Die Mannschaft”, dziś to żywy symbol bośniackiej kadry.
- Myślę, że moi rodacy są dumni, że gram dla naszej reprezentacji. Głównie dlatego, ile stracili w trakcie wojny. Jestem szczęśliwy, bo mogę dać im coś w zamian. To przyjemne uczucie - mówił.
Nieoczekiwanie Bośnia i Hercegowina udanie rozpoczęła zmagania w Lidze Narodów. Podopieczni Dusana Bajevicia zremisowali na wyjeździe z faworyzowanymi Włochami, a Kolasinac skutecznie powstrzymywał ofensywne zapędy niesamowitego Federico Chiesy. Dopiero po wykonaniu obowiązków reprezentacyjnych “Kola” będzie mógł skupić się na finalizacji powrotu do Gelsenkirchen.
Na razie bośniacki “czołg” ma przed sobą spotkanie z Polską. Zapomnijmy chwilę o poziomie, jaki nasza kadra zaprezentowała w Amsterdamie. Nie wiemy jeszcze, czy w Cenicy na prawej stronie zagra Sebastian Szymański (bardzo prawdopodobne z uwagi na deficyt skrzydłowych na tym zgrupowaniu), czy Jerzy Brzęczek zaskoczy innym ustawieniem. Jedno jest pewne. Nikomu z “Biało-Czerwonych” nie będzie łatwo przejść Seada Kolasinaca. Przekonali się o tym zarówno londyńscy przestępcy, jak i niejeden boiskowy rywal.

Przeczytaj również