Sekret fantastycznej formy Arsenalu. Złoty czas Kiwiora. "To był twardy reset"

Sekret fantastycznej formy Arsenalu. Złoty czas Kiwiora. "To był twardy reset"
Ryan Jenkinson / pressfocus
Paweł - Grabowski
Paweł Grabowski19 Feb · 19:13
Ofensywny zryw Arsenalu ma twarz Martina Odegaarda. Norweg rozbujał ekipę Mikela Artety do tego stopnia, że rywale czują się jak w pralce nastawionej na wirowanie. Nikt nie płacze, że zimą nie udało się sprowadzić napastnika. “The Gunners” nigdy tak dobrze nie rozpoczęli roku kalendarzowego, a częścią tego sukcesu jest Jakub Kiwior, coraz pewniej budujący pozycję w Premier League.
Czasem po prostu potrzebny jest twardy reset. Arsenal zrobił go, gdy na początku stycznia poleciał do Dubaju i od tego momentu nie chce się zatrzymać. Nie da się zestawić tej obecnej drużyny z tą, którą widzieliśmy na przełomie roku - porażki z West Hamem, Fulham i pucharowa z Liverpoolem zwiastowały zapaść. A potem przyszedł Dubaj, dziwne filmy z restauracji u Salt Bae i 21 goli w pięciu meczach po powrocie do Anglii. W trzech z nich sprawa została załatwiona już na samym początku, co buduje idealny scenariusz, gdy kalendarz pęka w szwach i nie trzeba prężyć muskułów do końca. Arsenal wygrywa w trybie ekonomicznym.
Dalsza część tekstu pod wideo
mikel arteta arsenal luty 2024
Craig Thomas / pressfocus

Miesiąc Kiwiora

W tym klimacie nawet Kai Havertz przestał być krytykowany, zresztą w każdym meczu dokłada solidną cegłę, a ostatnio popisał się ładnym rajdem, strzelając gola na 5:0. Asystował mu Jakub Kiwior, który fantastycznie wykorzystuje czas pod nieobecność Ołeksandra Zinczenki. Nie ma drugiego polskiego piłkarza, który grałby w podstawowym składzie tak mocnego na tę chwilę zespołu. Kiwior rośnie w tempie, w jakim rośnie cała drużyna - udźwignął ciężar starcia z Liverpoolem (3:1), pokazał kilka nieoczywistych przebłysków z West Hamem (6:0), a teraz dołożył konkret w postaci asysty przeciwko Burnley (5:0). Pewnie wygrywał pojedynki z Davidem Datro Fofaną i brał też udział przy bramce Trossarda, bo to jego podłączenie się lewą stroną stworzyło szansę.
Arteta triumfuje, bo znowu miał rację. Nawet w momencie, gdy za Kiwiorem ciągnął się gol samobójczy w Pucharze Anglii albo siatka Sergino Desta z PSV Eindhoven, trener Arsenal ani myślał słuchać o wypożyczeniu. Dawał Kiwiorowi minuty w każdy możliwym momencie po to, by budować jego pewność. Robił to mimo najlepszego duetu środkowych obrońców w lidze (Saliba - Gabriel), eksperymentując z Polakiem na lewej stronie. Kiwior uczył się w locie, co teraz pozwala mu fruwać wyżej niż myślał. Odkąd pojawił się na boisku w drugiej połowie meczu z Liverpoolem, przez następne 225 minut drużyna nie straciła gola. Arsenal gra tak wysoko na połowie rywala, że ten nawet nie dostaje okazji. To nie był przypadek, gdy na początku lutego Jota, Diaz, Nunez i cała reszta paczki Kloppa ledwo oddała jeden strzał na bramkę Davida Rayi.

Pan Kapitan

Ostatnio mniej mówi się o Hiszpanie, bo ten po prostu nie ma pracy. W sobotę przeciwko Burnley jego jedyna obrona przy uderzeniu Wilsona Odoberta nie została nawet ujęta w statystykach, tak jakby bardziej było to dośrodkowanie niż strzał. Jedyny okrzyk radości na Turf Moor podniósł się wtedy, gdy spiker oznajmił anulowanie opóźnionego pociągu dla przyjezdnych kibiców Arsenalu. To był mecz, gdy na boisku piłkę wymieniała jedna drużyna. Robiła to jak za pociągnięciem pędzla, z ogromną lekkością, czego wyrazem jest Odegaard. W nowym roku wszyscy gracze Artety wyglądają lepiej, ale to błysk Norwega i to jak pociąga za sznurki w drugiej linii wydaje się kluczowe.
To nie są już czasy, gdy kapitan musiał mieć srogą twarz Tony’ego Adamsa. Odegaard wygląda przy nim jak dziecko, ciągle roześmiany, grający z ogromną pasją i wyrastający na lidera całej ligi, jeśli chodzi o liczbę stwarzanych sytuacji kolegom. Zaraz po strzelonym golu na 1:0 przyłożył dłonie do uszu i wysłał sygnał do Jamiego Carraghera, który niedawno krytykował go za nadmierną celebracją zwycięstwa razem z klubowym fotografem. Słowa Carry były tak absurdalne jakby kogoś naprawdę bolało to, że Arsenal zaczyna rosnąć. Atutem drużyny jest też to fakt, iż w pięciu ostatnich meczach strzelało dziewięciu zawodników. Rozkręca się Gabriel Martinelli, Declan Rice niezmiennie gra szefa, a Leandro Trossard sprawia, że nie ma dyskusji o nieobecności Gabriela Jesusa.
Leandro Trossard i Jakub Kiwior
Craig Thomas/News Images / pressfocus

Super Saka

Jeszcze w styczniu wydawało się, że brak kupna napastnika będzie pokutował przez następne miesiące. Arsenal był zablokowany i w wielu meczach mogliśmy zrobić “kopiuj-wklej”, bo ta niemoc zaczynała wyglądać podobnie. Bywały spotkania, że oddawali 30 strzałów i ani razu nie mogli trafić. Dzisiaj ci sami piłkarze są do bólu skuteczni. Wzrosła ich pewność siebie tak jakby koła zębaty maszyny zaczęły kręcić się na nowo. Trossard w pięciu ostatnich meczach strzelił cztery gole, a Saka - sześć. Ten ostatni szybciej złamał dorobek 50 bramek w Premier League niż Cristiano Ronaldo w czasach Manchesteru United. Śmiesznie wyglądają teraz słowa Rio Ferdinanda o tym, że Anglikowi ciągle wiele brakuje, by stać się super gwiazdą. Oczywiście, pewien status zbudują mu trofea, ale pod względem jakości i tego jak ogromną rolę odgrywa w czołowej drużynie Premier League to już dawno jest piłkarzem klasy światowej.
Gdybyśmy wzięli pod uwagę czas od startu poprzedniego sezonu, Saka trafił do siatki w lidze aż 44 razy. Taki sam wynik ma Ollie Watkins, a lepsi są jedynie Mohamed Salah (55) i Erling Haaland (65). Piłkarz Arsenalu wykorzystał też pięć z sześciu rzutów karnych, co pokazuje jak silnym mentalnie stał się piłkarzem. Po pudle w finale EURO 2020 i ogromnej krytyce, nie chowa się przed odpowiedzialnością. Chętnie bierze piłkę na siebie i od momentu traumy prawidłowo wykonał osiem na dziewięć jedenastek. Żaden gracz u Artety nie zagrał więcej minut. Trzeci sezon z rzędu przebił dwucyfrową liczbę bramek w Premier League, a mówimy przecież o chłopaku, który ma 22 lata. Jego rozwój jest imponujący, biorąc pod uwagę, że gdy debiutował w 2019 roku, to całkiem sporo meczów rozegrał na lewej obronie.
bukayo saka arsenal luty 2024
Ryan Jenkinson / pressfocus
Arsenal musi teraz wypuścić w świat swoje “dzieciaki” - w tym sensie, by wspaniałą grę w lidze przenieść na Ligę Mistrzów. To jest dziś dużo bardziej doświadczona drużyna niż rok temu, gdy w Lidze Europy mierzyła się ze Sportingiem. Dwumecz z Porto pozwoli zbadać postęp, jakiego dokonała. A potem “Kanonierzy” mają całkiem dobry kalendarz w lidze, m.in. z beznadziejnym Sheffield po drodze. Starcia z Newcastle, Brentford i Chelsea rozegrają u siebie. To dobry moment, by nabrać rozpędu przed 31 marca, gdy na Etihad zagrają kluczowy mecz sezonu z Manchesterem City. Na ten moment gracze Artety nie muszą czuć strachu.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.

Przeczytaj również