Sergio Ramos problemem PSG. Bez debiutu i nadziei. Zemsta Florentino Pereza

Sergio Ramos problemem PSG. Bez debiutu i nadziei. Zemsta Florentino Pereza
Gao Jing/Xinhua/PressFocus
Sergio Ramos przybył do Paryża w lipcu i do tej pory nie rozegrał ani jednego meczu w barwach PSG. Powrót Hiszpana mocno się przeciąga. Na dziś jedynym zwycięzcą tej sytuacji jest Real Madryt. A właściwie Florentino Perez i jego intuicja.
Nikt w Realu Madryt nie odczuwa schadenfreude, ani nie jest szczęśliwy z tego powodu, że Sergio Ramos wciąż zmaga się z problemami mięśniowymi, uniemożliwiającymi mu debiut w nowych barwach. Ale część z decydentów z ulgą może myśleć o krytyce, jaka spadłaby na nich, gdyby 35-letni obrońca-weteran występowałby na standardowym, bardzo wysokim poziomie pod wodzą Mauricio Pochettino i w reprezentacji Hiszpanii. Albo gdyby w końcu zdecydowali się na przedłużenie z nim kontraktu na dwa sezony, bo takie miał oczekiwania, i teraz, podobnie jak w Paryżu, częściej spędzał czas w gabinetach lekarskich niż na boiskach treningowych.
Dalsza część tekstu pod wideo

Kluczowy wybór

Można odnieść wrażenie, że Florentino Perez strzelił gola prosto w okienko bramki właściciela PSG Nassera Al-Khelaifiego oraz emira Kataru Tamina Al-Thaniemu, którzy od prawie dziesięciu lat grają na europejskich arenach z tą przewagą, że stoi za nimi potężne państwo, a dziś próbują petrodolarami przekonać Kyliana Mbappe, by ten nie odchodził do Madrytu. Ktoś bardzo złośliwy powiedziałby, że to swoisty słodki rewanż za przeciąganie liny podczas okienka transferowego, gdzie pierwszą rundę starcia o Mbappe wygrali paryżanie. Dziś przedstawiciele z Madrytu mogą patrzeć na tę sytuację z poczuciem wyższości.
Co do Ramosa - doświadczony stoper odszedł ze stolicy Hiszpanii 1 lipca po przedłużającej się, męczącej, wyniszczającej telenoweli kontraktowej. Perez zdecydował się nie prolongować jego umowy różnych powodów, zwłaszcza ekonomicznych, po tym, jak kapitan “Królewskich” odrzucił wstępną propozycję. Prezes “Los Blancos” ryzykował, bo Ramos mógł dołączyć do zespołu bezpośredniego rywala “Królewskich” Lidze Mistrzów. I dołączył. Ale jak na razie rzeczywistość pokazała, że sternik Realu miał rację, odpuszczając Ramosa, w którego miejsce z Monachium przybył David Alaba.
Trzy i pół miesiąca po tym, jak sprawa została rozstrzygnięta, Sergio Ramos wciąż nawet nie znajduje się w blokach startowych i istnieją poważne wątpliwości co do tego, kiedy będzie mógł wrócić na plac gry. Nie trenował jeszcze z wysokimi obciążeniami z resztą drużyny i według PSG będzie musiał na to poczekać jeszcze co najmniej kilkanaście dni. Przegapił piątkowy powrót ligowy po przerwie reprezentacyjnej, nie zagra dziś przeciwko RB Lipsk w Lidze Mistrzów. Eksperci z pesymizmem również patrzą na ewentualny występ Hiszpana z Olympique Marsylia w najbliższą niedzielę.

Katar traci cierpliwość?

Oto Ramos, który przez 16 lat był kluczową postacią Realu, zdobywcą 22 trofeów, mając na koncie prawie 900 profesjonalnych gier od początku kariery sięgającej 2004 roku, doświadcza bezprecedensowego dla siebie spadku aktywności. Dość powiedzieć, że w tym roku rozegrał zaledwie siedem spotkań. Ostatni mecz Andaluzyjczyka, do tego czasu niezniszczalnego i wyglądającego jak “fizyczny fenomen”, datuje się na 5 maja. Wtedy to wyszedł na murawę Stamford Bridge i musiał przyjąć, wraz z kolegami, cięgi od idącej po triumf w Lidze Mistrzów Chelsea. Minęło już ponad pięć miesięcy, a stoper dalej nie ubrudził nowych, niebieskich getrów.
Dzięki dobrze podjętej decyzji Madryt zaoszczędził około 25 milionów euro w ciągu dwóch lat. Ramos spakował walizki, wylądował w Mieście Świateł i 8 lipca podpisał kontrakt z fanfarami. Grając czy nie, pod Wieżą Eiffla ma zagwarantowane zarobki na poziomie 15 milionów euro za rok. Nie dziwne więc, że z budynków klubowych dochodzą informacje, że katarscy szefowie są bardzo zdenerwowani z obecnej sytuacji. Spekuluje się nawet, że rozważane są nawet drastyczne posunięcia, włącznie z możliwością odejścia Sergio. W ciągu ostatnich dni doszło do spotkania pomiędzy Rene Ramosem, bratem i agentem zawodnika, a Leonardo, dyrektorem sportowym PSG. O konkretach tych rozmów jednak media nie poinformowano.
Istnieje pewien paradoks, o którym mówi się nieco na marginesie sprawy. O ile wkład sportowy Ramosa w funkcjonowanie PSG jest minimalny, a światełka w tunelu jeszcze nie widać, o tyle, według ekspertów ds. marketingu, popularność piłkarza pozostaje nienaruszona. Do dziś jego koszulka z numerem “4” zajmuje dumne miejsce obok trykotu z nazwiskiem Leo Messiego w witrynach oficjalnych sklepach klubu. Ma się sprzedawać tak samo dobrze, jak pozostałych gwiazd: wspomnianego Argentyńczyka, Neymara oraz Mbappe.

Plaga nieszczęść

A co tak naprawdę dolega piłkarzowi? I kiedy wreszcie ponownie zobaczymy go w grze?
- W jego wieku i obciążeniach przez całą karierę wiadomo, że ciało i organizm mogą być zmęczone - wyjaśnił agencji ”AFP” ekspert ds. przygotowania fizycznego Xavier Frazza, który w swoich pesymistycznych refleksjach posunął się jeszcze dalej:
- Aby mieć stały rytm, potrzebujesz co najmniej trzech tygodni. Miesiąc lub półtora miesiąca, aby być gotowym na 100 procent. Poza tym kontuzje łydek są zawsze podstępne. Często bowiem dochodzi do nawrotów dolegliwości. To przecież mięsień, który nadwyręża się przez ciągłe skoki, przyspieszenia… - wyliczył Frezza.
Kontekst wygląda na bardziej skomplikowany w przypadku Ramosa. Z powtarzającymi się kontuzjami najpierw w kolanie, po której przeszedł operację łąkotki, a następnie w udzie, ścięgnie i w końcu w mięśnie podeszwowym łydki. Po drodze przeszedł jeszcze Covid-19. To wszystko oraz fiasko negocjacji z Realem Madryt nie pomogło mu w odzyskaniu spokoju. Można powiedzieć, że całość składałaby się na tezę o upadku legendarnego zawodnika, którego Luis Enrique nie powołał na ostatnie mistrzostwa Europy, mimo że Ramos zagrał w każdym turnieju z La Roja od mundialu w Niemczech w 2006, gdy kadrę prowadził jeszcze nieżyjący już Luis Aragones.
Czas leci, a Ramosowi pozostał tylko rok do mundialu w Katarze. Zawsze chciał tam dotrzeć z reprezentacją, zdobyć drugie złoto na najważniejszej imprezie czterolecia. Nadal ma obsesję na punkcie zdobycia miana gracza z największą liczbą meczów międzynarodowych. Pobicie rekordu, który był praktycznie na wyciągnięcie ręki, zostało storpedowane przez ciągnące się w nieskończoność kontuzje. Ten nadal należy do Egipcjanina Ahmeda Hassana, który rozegrał 184 spotkania, a Sergio zatrzymał się na liczbie 180 po 5-minutowym występie z Kosowem.
Dodatkowym utrudnieniem musi być fakt, że pomiędzy Hassana a Ramosa niedawno wskoczył Cristiano Ronaldo (182 mecze) i wszystko wskazuje na to, że to Portugalczyk już niedługo zdetronizuje dotychczasowego rekordzistę. Czy to więc koniec nadziei na kontynuowanie wspaniałej kariery? Można byłoby wysnuć taki wniosek, gdyby nie chodziło o Sergio Ramosa. Piłkarza, który zbudował swoją legendę dzięki bramkom zdobywanym w doliczonym czasie gry, takimi jak ta przypieczętująca “Decimę” dla Realu Madryt w Lizbonie. Tego typu człowieka nie należy przedwcześnie skreślać. Może mieć w zanadrzu jeszcze niejedną niespodziankę.

Przeczytaj również