Spektakularny zjazd wygasłej gwiazdy. Nie załapie się na MŚ, ma liczby gorsze od bramkarzy

Spektakularny zjazd wygasłej gwiazdy. Nie załapie się na MŚ, ma liczby gorsze od bramkarzy
Gareth Evans/News Images/SIPA USA/PressFocus
Philippe Coutinho miał uratować karierę w Aston Villi. Po udanym początku nastąpił jednak jego spektakularny zjazd bez jakichkolwiek hamulców bezpieczeństwa. 30-latek stracił formę, reputację i minimalne szanse na to, aby wziąć udział w mistrzostwach świata.
Zero. To cyfra, która stanowi idealne podsumowanie aktualnego sezonu w wykonaniu Brazylijczyka. Dokładnie tyle bramek i asyst Coutinho zanotował w ostatnich kilkunastu meczach Aston Villi. Już sama pustka w klasyfikacji kanadyjskiej powinna dyskwalifikować ofensywnego pomocnika z dyskusji o potencjalnym wyjeździe na mundial. Sęk w tym, że zapaść “Cou” nie ogranicza się do braku goli i otwierających podań. W większości spotkań piłkarz nie robi na boisku kompletnie nic, będąc balastem dla “The Villans” i powodem do zastanowienia się, jak można mieć taki talent i tak bardzo go marnować.
Dalsza część tekstu pod wideo

A zaczęło się tak pięknie

Coutinho trafił na Villa Park w styczniu tego roku. Wówczas wydawało się, że każda ze stron tego ruchu wyjdzie na tym na plus. Barcelona pozbyła się zawodnika, który nie miał już prawa odpalić na Camp Nou, Aston Villa w promocyjnej cenie pozyskała dawną gwiazdę w Premier League, a sam zawodnik wreszcie znalazł się w nowym otoczeniu z carte blanche w ręku. W stolicy Katalonii “Cou” był już “spalony”, czuć było, że każdy kolejny dzień spędzony tam nie prowadzi do niczego pożytecznego. Piłkarz przeniósł się zatem do idealnego otoczenia, gdzie czekali na niego podekscytowani kibice, trener z pełnym pakietem zaufania i zespół potrzebujący boiskowego lidera.
- Przed moim przyjściem do klubu sporo rozmawiałem z Gerrardem. Mówił mi o drużynie, o jej ambicjach i oczywiście przekazał też, że bardzo chciałby ze mną pracować, więc szybko podjąłem decyzję. Teraz jestem bardzo szczęśliwy. Chciałem wrócić do Anglii, znów zagrać w Premier League i to się spełniło. Zawsze miło jest mieć trenera, który w ciebie wierzy. Ciężko pracuję, aby na boisku odwdzięczyć się za zaufanie Stevena - przyznał Coutinho na antenie "Sky Sports" tuż po sfinalizowaniu transferu.
Już w debiucie ofensywny pomocnik pokazał, dlaczego mógłby być niekwestionowaną gwiazdą Aston Villi. Wystarczyło kilkanaście minut, aby w swoim pierwszym meczu miał na koncie gola i asystę. Przy czym dokonał tego w starciu z nie byle jakim rywalem, bowiem Manchesterem United. W sześciu pierwszych spotkaniach dla “The Villans” brał udział przy zdobyciu sześciu bramek. To znów był ten pięknie grający Coutinho, który swego czasu rozkochał w sobie miliony kibiców na całym świecie.
- Coutinho już pokazał, co potrafi zaoferować na boisku. Inni piłkarze bardzo wiele zyskali na jego przybyciu. Musimy budować zespół wokół właśnie takich zawodników, utalentowanych, pracowitych i zdolnych do gry na najwyższym poziomie - rozpływał się Gerrard po udanym starcie "Cou".

Ekstaza i odraza

Coutinho zanotował tak udany start w Aston Villi, że powoli zaczęło brakować epitetów na opisy jego niektórych występów. Chociaż trzeba otwarcie przyznać, że już w poprzednim sezonie zauważalna była tendencja spadkowa, jeśli chodzi o jakość jego kolejnych spotkań. W kwietniu i w maju nie grał już na takim poziomie, jak przy okazji miesiąca miodowego na Villa Park. Kilka udanych tygodni wystarczyło jednak, aby włodarze wspierani przez Stevena Gerrarda zapłacili Barcelonie 20 mln euro i pozyskali “Cou” na stałe. Już wiemy, że był to błąd.
Od momentu sfinalizowania transakcji Brazylijczyk tylko raz wyróżnił się, zdobywając bramkę w przegranym meczu z Leicester. Poza tym Coutinho gra źle, bardzo źle lub po prostu tragicznie. W wielu spotkaniach 30-latek przypomina ciało obce, marudera, który z niewyjaśnionych przyczyn znalazł się na murawie stadionu w trykocie Aston Villi, ale niezbyt wie, co ma z tym faktem dalej uczynić.
Największy problem Coutinho nie polega nawet na tym, że robi coś nadzwyczajnie źle. Problem polega na tym, że on nie próbuje wykonać niczego konstruktywnego. Reprezentant “Canarinhos” często przywdziewa pelerynę niewidkę i pozwala zapomnieć o tym, że w ogóle jest piłkarzem “The Villans”. W dodatku ma on tę szkodliwą cechę, że kiedy znajduje się pod formą, to emanuje bylejakością. Już jego mowa ciała jest symbolem bezradności, niemocy, niezrozumiałego zastoju. Jakby sam zawodnik w ostatniej kolejności chciał zrobić cokolwiek, żeby zmienić niekorzystną sytuację.
W efekcie Aston Villa długimi fragmentami tego sezonu po prostu gra w dziesiątkę. Trudno bowiem uznać za pełnoprawnego członka drużyny gracza, który nie strzela goli, nie notuje asyst, nie drybluje, nie tworzy przewagi. Po prostu jest na grafice prezentującej skład. Upadek Coutinho boli, ponieważ jeszcze na początku roku można było zastanawiać się, czy tak utytułowany gracz z przeszłością w Bayernie, Barcelonie i Liverpoolu, nie powinien celować wyżej niż Aston Villa. Okazało się, że nawet ten klub przerósł jego aktualne możliwości.

Sprzedawca niespełnionych marzeń

W przypadku Coutinho niestety nie można mówić już o jakimkolwiek przypadku, ponieważ jego kariera to wciąż powtarzający się schemat. Brazylijczyk w praktycznie każdym klubie zalicza piorunujący początek, którym zaprasza szczęki obserwatorów do rychłego opadnięcia. Im szybciej osiąga peak formy, tym szybciej obiera kurs w przeciwnym kierunku, na samo dno.
Wystarczy przypomnieć, że początkowo Coutinho był przecież udanym transferem Barcelony. Wiosną sezonu 2017/18 zaliczył dziewięć bramek i siedem asyst w zaledwie 22 spotkaniach, pomagając Katalończykom w sięgnięciu po krajowy dublet. Później przez kolejne lata udało mu się zaledwie podwoić dorobek osiągnięty na przestrzeni kilku tygodni. Podobnie było w Bayernie Monachium. Tam w rundzie jesiennej Brazylijczyk strzelił sześć goli i dołożył do tego tyle samo asyst, żeby w drugiej połowie rozgrywek kopać się po czole przez kilka miesięcy.
Niestety, wygląda na to, że kolejny klub po prostu dał się nabrać na ułudę wielkości tego zawodnika. Coutinho powoli staje się mistrzem w budowaniu iluzji tego, jak dobrym mógłby być piłkarzem. Wystarczy kilka tygodni, aby człowiek znów uwierzył, że w tym filigranowym ciele kryją się niezmierzone pokłady talentu prosto z kraju kawy, samby i topowego futbolu. Najgorszym błędem, jaki można popełnić, jest jednak obdarzenie zaufaniem piłkarskiego sprzedawcy niespełnionych marzeń.
- Całkowicie ufam Philippe Coutinho. Nikt nagle nie traci talentu, nie traci swojej klasy. Statystyki pokazują, że Phil nie jest w najlepszej dyspozycji, ale naszym zadaniem jest wspieranie go, aby osiągnął odpowiedni poziom - przyznał Gerrard 19 października. Dwa dni później stracił pracę.
- Coutinho jest winien Gerrardowi przeprosiny za swoje występy po tym, jakie otrzymał zaufanie. Phil to był jego człowiek, a nie grał dla niego na boisku - powiedział Gabriel Agbonlahor na antenie "Talksport".

Katarsis

- To nie jest Coutinho w swojej najlepszej wersji, ale wiemy, że to zawodnik z ogromnym potencjałem. Chcemy mu pomóc wrócić na odpowiednie obroty. Nikt przecież nie może kwestionować jego talentu - mówił Tite rok temu, kiedy Coutinho był jeszcze piłkarzem Barcelony.
Wiele wskazuje jednak na to, że nawet selekcjoner reprezentacji w końcu stracił cierpliwość do ofensywnego pomocnika. Coutinho w ostatnich latach niemal niezależnie od formy mógł liczyć na miejsce w kadrze. Wszystko jednak ma swój koniec i według niedawnych doniesień 30-latek zapłaci za tragiczne poczynania w Aston Villi. Tite ma pominąć go przy układaniu listy powołanych na mundial.
Biorąc pod uwagę siłę “Canarinhos”, większym zaskoczeniem byłoby, gdyby piłkarz w tak słabej dyspozycji jak Coutinho jednak pojechał do Kataru. Porównanie formy gracza Aston Villi z Viniciusem, Neymarem czy Rodrygo byłoby oczywiście obrazą dla tychże piłkarzy. Na razie “Cou” mógłby jednak skupić się na tym, aby w klasyfikacji kanadyjskiej prześcignąć Alissona Beckera i Edersona. Obaj bramkarze zaliczyli już w tym sezonie po jednej asyście, podczas gdy Coutinho trzyma formę stabilnie beznadziejną.
Oczywiście, nadzieją dla Brazylijczyka pozostaje już dokonana zmiana trenera i wiara, że Unai Emery znów na nowo ukształtuje geniusza. Prędzej jednak należy spodziewać się tego, że piłkarz prędzej czy później zmieni klub, zaliczy debiut z wysokiego C, wyskoczy jak Philippe z konopi, a potem rozpocznie proces gnilnego rozkładu. Tak już nieprzerwanie kręci się kariera tego zawodnika, za którego Barcelona zapłaciła kiedyś 140 mln euro. Kto by przypuszczał, że w 2022 roku ten sam gracz będzie hamulcowym Aston Villi.

Przeczytaj również