Stworzył wielką FC Barcelonę, teraz ma ją uratować przed klęską. Kim jest Joan Laporta?

Stworzył wielką Barcelonę, teraz ma ją uratować przed klęską. Kim jest Joan Laporta?
screen youtube
Po dymisji Josepa Marii Bartomeu wszyscy kibice FC Barcelony odetchnęli z ulgą. Z klubu odszedł człowiek będący symbolem porażki, twarzą powolnego upadku “Dumy Katalonii”. Teraz fotel sternika przejął człowiek, który osobiście stworzył jedną z najlepszych wersji “Blaugrany” - Joan Laporta.
Wczorajszy dzień z całą pewnością przejdzie do nowożytnej historii FC Barcelony. Żadne pojedyncze zwycięstwo, ani żaden wielki transfer nie mają takiego znaczenia dla klubu, jak wybór nowego prezydenta. Ostatnie lata brutalnie pokazały, że nawet tak wielka firma może stanąć na krawędzi upadku, jeśli trafi w ręce osoby niekompetentnej. Na szczęście dla wszystkich kibiców "Dumy Katalonii" Bartomeu już nie będzie miał wpływu na losy zespołu. Barcelona po dekadzie zaniedbań wróciła we właściwe ręce.
Dalsza część tekstu pod wideo

Człowiek-instytucja

A kim jest Joan Laporta? Z zawodu prawnik, z wyboru kibic, prywatnie hedonista i lekkoduch, który nienawidzi dwóch rzeczy - nudy oraz Realu Madryt. Tak w telegraficznym skrócie można opisać człowieka, który już zajmował fotel prezydenta "Barcy" w latach 2003-2010. Jego kadencja jest dziś pamiętana jako okres pełnego rozkwitu i budowy magicznej drużyny na miarę największych sukcesów. A jaką receptę proponuje 58-latek na bieżące problemy “Barcy”? Załatanie dziury budżetowej, widowiskowa gra, powrót do tradycji stawiania na uzdolnionych wychowanków i udowodnienie wyższości nad wrogimi “Los Blancos”.
- Laporta będzie dobrym prezydentem Barcelony, a to nie jest dobra wiadomość dla Realu Madryt - stwierdził po wczorajszych wyborach Ramon Calderon, były prezydent "Królewskich".
Joan Laporta udowodnił w przeszłości, że potrafi posprzątać bałagan po poprzednikach. W 2003 r. wygrał wybory prezydenckie, przejmując schedę po Joanie Gasparcie, który cieszył się podobną “renomą”, co dziś Bartomeu. Wtedy, niespełna 18 lat temu, były rosnące długi i seria fatalnych transferów, a gdzieś w oddali Real Madryt celebrował kolejne sukcesy. Brzmi znajomo? W 2003 Laporta już na pierwszej konferencji prasowej zaznaczył, że chce przywrócić Barcelonę na szczyt światowego futbolu. Celem nie była detronizacja Realu czy pojedyncze mistrzostwo. “Blaugrana” miała stać się hegemonem. Wtedy podchodzono do tych słów z dystansem, ale prezydent spełnił obietnicę.
Siedmioletnią kadencję można podsumować tytułem: podróż za jeden uśmiech. Laporta przywrócił na Camp Nou radość. Ożywił martwego kolosa. Jego pierwszym transferem został magiczny Ronaldinho, który czarował i sporo osiągnął w stolicy Katalonii. Warto jednak zauważyć, że Laporta początkowo niezbyt chętnie podchodził do kupna gwiazdora PSG. Preferował Davida Beckhama, ale jego doradcy odradzili mu transfer Anglika. To też ważne, aby otaczać się ludźmi, którzy potrafią służyć cenną poradą. Być może Bartomeu zabrakło u boku kogoś, kto wybiłby mu z głowy zakupy Antoine’a Griezmanna, Malcoma, Juniora Firpo i wielu innych.
Laporta zawsze stawiał na utożsamianie się z regionem. To rodowity Katalończyk, dla którego hasło “więcej niż klub” nie jest tylko pustym sloganem i medialną wydmuszką. Gdy rządził w Barcelonie, wszyscy nowi piłkarze uczęszczali na lekcje języka katalońskiego. Dzięki temu stawali się pełnokrwistymi członkami drużyny, a nie jedynie najemnikami. Prezydent odważnie stawiał na trenerów, którzy pracowali w zgodzie z klubową filozofią. To doprowadziło “Barcę” na sam szczyt.

Dziennik zakrapiany sukcesem

Nie wszystko jednak układało się po jego myśli. Sezon 2007/08 stanowił prawdziwą katastrofę w wykonaniu Barcelony. Ronaldinho coraz rzadziej czarował, metody Franka Rijkaarda się wypaliły, a na koniec sezonu drużyna musiała ustawić szpaler dla mistrzowskiego Realu. To był prawdziwy policzek. Zorganizowano wotum nieufności wobec prezydenta. Laporta uratował skórę w ostatniej chwili.
- Jeśli masz jaja, będziesz następnym trenerem Barcelony - takie słowa z ust Laporty usłyszał Pep Guardiola.
W 2008 r. sternik “Dumy Katalonii” podjął decyzję, która na zawsze zmieniła świat futbolu. Postawił na żółtodzioba z rezerw. Guardiola nigdy wcześniej nie prowadził zespołu na poziomie seniorskim. Do wzięcia był wtedy choćby Jose Mourinho, ale on kojarzył się z arogancją i pychą. Byłego defensywnego pomocnika uznano za idealnego spadkobiercę dziedzictwa Johana Cruyffa. Laporta znów miał rację. Zresztą cały okres jego panowania można spokojnie uznać za erę, która wprowadziła Barcelonę na piłkarski Panteon. Bilans jest imponujący.
  • 12 zdobytych trofeów
  • Wzrost budżetu ze 170 milionów euro (rok 2003) do 405 mln (rok 2010)
  • Dwukrotny wzrost liczby oficjalnych członków klubu tzw. “socios”
Sam przyznaje, że jego największym sukcesem pozostaje zwycięstwo 6:2 na Santiago Bernabeu. Wtedy ekipa Guardioli pokazała Realowi miejsce w szeregu, zrewanżowała się za wstydliwy szpaler, zburzyła dotychczasową hierarchię. Laporta chce to powtórzyć. Pragnie znów przywrócić na Camp Nou radość, poczucie dumy, klubową tożsamość. Z nim kibice mogli celebrować same sukcesy. Za kadencji Bartomeu pozostało im tylko zapijać smutki. Po wczorajszym zwycięstwie zapowiedział, że pojedzie wraz z drużyną do Paryża na rewanżowe spotkanie w Lidze Mistrzów z nadzieją, że uda się odwrócić losy dwumeczu.

Trafny wybór

Laporta wygrał wybory z ogromną przewagą nad kontrkandydatami. Zgarnął prawie 55% głosów przy najwyższej frekwencji. Kibice tłumnie stawili się w biurach Camp Nou, ponieważ ich jeden "X" postawiony przy odpowiednim nazwisku może zdecydować o przyszłości klubu, krajobrazie hiszpańskiego futbolu, a także o decyzji Leo Messiego. Nie jest tajemnicą, że Argentyńczyk, delikatnie mówiąc, nie przepadał za poprzednikiem. Właściwie jego odważna wypowiedź w wywiadzie dla portalu "Goal.com", gdy wyraźnie skrytykował Bartomeu, stanowiła katalizator do zorganizowania wotum nieufności.
- Leo wie, że wszystkie moje obietnice zostały spełnione. Wiarygodność w oczach Messiego to moja przewaga w wyborach - mówił Laporta w wywiadzie dla magazynu “Marca”.
- Messi już mi pogratulował. Niedługo zasiądziemy do rozmowy, w której zdecydujemy o przyszłości jego i klubu - skwitował dziś 58-latek na antenie rozgłośni radiowej "RAC 1".
Messi może zaufać Laporcie, a pozostanie kapitana uszczęśliwiłoby prawdopodobnie wszystkich kibiców "Dumy Katalonii". A warto dodać, że nowy-stary prezydent już raz zatrzymał filigranowego napastnika w klubie. W 2006 r. Inter zaproponował za Messiego 250 milionów euro. Tę nad wyraz lukratywną ofertę jednak odrzucono. W internecie można znaleźć mnóstwo zdjęć "La Pulgi" z Laportą. Większość zrobiono przy okazji celebracji kolejnych trofeów. Z czasów, gdy cała piłkarska Europa kłaniała się w pas przed niesamowitą Barceloną. Te czasy mają powrócić.
58-latek wygrał wybory, ponieważ wyciągnął wnioski z poprzednich lat. Tym razem nie oparł swojego programu na hucznych obietnicach bez pokrycia. W 2003 r. postawił na Beckhama, a ten ostatecznie trafił na Santiago Bernabeu. W 2015 r. kiełbasą wyborczą został Paul Pogba. Wtedy przegrał z Bartomeu. Teraz odpowiednio szafował siłami. Nie zapewniał o transferach Erlinga Haalanda, Kyliana Mbappe i innych gwiazd. Dawał jedynie sygnały. Podkreślał, że łączą go dobre relacje z Mino Raiolą, agentem norweskiego napastnika BVB. W jego sztabie znalazło się miejsce dla Mateu Alemany'ego, czyli człowieka, który w ostatnich latach osobiście odpowiadał za wyławianie perełek w Valencii. Laporta grał na emocjach. Uderzał w Real Madryt, przypominając historyczne sukcesy Barcelony. A tego oczekiwał przeciętny kibic, który w ostatnich latach musiał przełknąć gorycz porażek z Romą, Liverpoolem czy Bayernem.
Laporta wytrącił rywalom wszystkie argumenty z rąk. Jego głównym przeciwnikiem był Victor Font, który porwał się z motyką na słońce. Zarzekał się, że po ewentualnym zwycięstwie zatrudni Xaviego. Sęk w tym, że sam Hiszpan jasno zaznaczył, że nie zamierza ruszać się z Kataru. Font obiecywał powrót do budowy Barcelony na modłę Johana Cruyffa. Ale syn legendarnego piłkarza i trenera, Jordi Cruyff, znalazł się w sztabie Joana Laporty.
- Dziedzictwo Johana Cruyffa jest dla nas inspiracją - przyznał wczoraj nowy sternik "Barcy".
Laporta ma doświadczenie, plan na odbudowę i historię, która pozwala wierzyć, że w czasie jego kolejnej kadencji Barcelona znów będzie opływać w dostatek. Oczywiście, nie jest powiedziane, że znajdzie nowego Ronaldinho, nowego Pepa Guardiolę, a klub znów zdominuje “El Clasico”. Ale lata zaniedbań Bartomeu sprawiły, że nikt nie jest w stanie zapewnić fanom gwarancji sukcesu. Kibicom pozostaje jedynie wiara. A w kogo można mocniej uwierzyć, jeśli nie w architekta największych sukcesów Barcelony w historii.
Joan Laporta to właściwy człowiek we właściwym miejscu i na właściwym stanowisku.

Przeczytaj również