Tak nam graj, Atalanto! To czysta przyjemność oglądać Cię w akcji

Tak nam graj, Atalanto! To czysta przyjemność oglądać Cię w akcji
cristiano barni / Shutterstock.com
Jakim synonimem można w tym sezonie zastąpić sformułowanie “piękno futbolu”? Wystarczy jedno słowo - Atalanta. No ewentualnie dwa - Atalanta Bergamo. Drużyna z Lombardii prezentuje przez ostatnie miesiące futbol totalny. Gdy ma dobry dzień, a taki zdarza jej się często, tłamsi rywali, miażdży, ośmiesza. Strzela gole na potęgę. Jakby rozgrywała mecze w NHL, nie Serie A. Rozkosz dla oczu każdego miłośnika piłki nożnej.
Jeszcze jakiś czas temu włoski futbol - może momentami na wyrost - kojarzył się głównie z catenaccio. Szczelna defensywa, taktyczny Everest, niewiele bramek. Od paru lat kluby z Półwyspu Apenińskiego starają się zadać temu kłam, co wychodzi im bardzo dobrze. Jasne, są wyjątki od reguły, ale kilka włoskich drużyn robi swojej lidze znakomitą reklamę. Na pierwszy plan wysuwają się tu Lazio i właśnie Atalanta.
Dalsza część tekstu pod wideo

“Siódemeczka”

70(!) strzelonych goli w 25 meczach. W czołowych ligach europejskich lepszym wynikiem może pochwalić się tylko Bayern (71). Ciekawie wygląda zestawienie bramkowej zdobyczy podopiecznych Gian Piero Gasperiniego z bilansem choćby Milanu czy Napoli.
Gdy Ilicić i spółka wstaną akurat prawą nogą, rywale mogą tylko prosić o najmniejszy wymiar kary. 7:0 z Torino, 5:0 z Milanem, 5:0 z Parmą, 7:1 z Udinese, 7:2 z Lecce, 4:1 z Valencią. Nie, to nie wyniki z gry komputerowej. Tak gra po prostu Atalanta.
Ileż to razy oglądając w akcji jakąś drużynę można zobaczyć następujący scenariusz - strzelenie gola na 1:0, cofnięcie się, liczenie na ewentualną kontrę, która może zabić mecz. Takiego planu w Bergamo nie biorą pod uwagę. Prowadzimy 1:0? No to chcemy prowadzić 2:0. Jest 2:0? Lecimy po trzeciego gola. Fanem Atalanty został pewnie były właściciel Wisły Kraków, Bogusław Cupiał, który w czasach dominacji “Białej Gwiazdy” zawsze prosił piłkarzy o “siódemeczkę”. A siedem goli piłkarze Gasperiniego strzelili już w tym sezonie trzy razy.
Znamienna była scena ze spotkania Ligi Mistrzów z Valencią. Przy stanie 4:1 dla Atalanty, szkoleniowiec wpuścił na murawę Duvana Zapatę, napastnika, z kolei z boiska zszedł nominalny obrońca, Mattia Caldara. Ekipa z Bergamo po prostu chciała iść po kolejne gole.
A skoro jesteśmy już przy Lidze Mistrzów, to kto wie, czy nie mamy tu do czynienia z czarnym koniem tych rozgrywek. Przejście Valencii w 1/8 finału wydaje się już raczej formalnością. Później w grze zostaną większe marki, ale dla Atalanty nie ma rzeczy niemożliwych. To drużyna mocno nieprzewidywalna. Może przegrać 1:5 z Manchesterem City, a kilka dni później zlać Udinese (choć wiadomo, że to nie idealny wyznacznik) 7:1.

Profesor Ilicić

Chociaż w Bergamo mają wielu bohaterów, to na pierwszy plan zdecydowanie wysuwa się Josip Ilicić. Słowieniec ma już 32 lata, a rozgrywa właśnie swój najlepszy sezon w życiu. Nigdy nie był wielką gwiazdą. Nigdy nie posmakował gry w najlepszych klubach świata. Praktycznie całą dotychczasową karierę spędził we Włoszech, reprezentując barwy Palermo, Fiorentiny, a teraz Atalanty. Zawieszenie butów na kołku to u niego pewnie perspektywa kilku najbliższych lat, tymczasem on rozkwita! Gra fenomenalnie!
Liczby już teraz ma najlepsze w karierze, a przecież do końca sezonu jeszcze sporo grania. W Serie A ma na ten moment 15 strzelonych bramek. Tylko czterech zawodników uzbierło ich więcej - Immobile, Ronaldo, Lukaku i Joao Pedro. A Ilicić to nawet nie klasyczny napastnik. Bardziej wsparcie dla innego snajpera. Gość, który może zagrać jako skrzydłowy czy klasyczna “10”. Trochę wolny elektron. W takiej roli radzi sobie znakomicie, wykorzystując zmysł do gry kombinacyjnej, świetną technikę, niezłą szybkość i wielki boiskowy mózg.

Kolumbijskie duo

Nie samym Iliciciem w ofensywie żyje jednak Atalanta. Za strzelanie bramek odpowiadać mają także dwaj Kolumbijczycy - Duvan Zapata i Luis Muriel. I ze swoich zadań wywiązują się bez zarzutów, chociaż Gasperini lubi odpowiednio rotować ich siłami. Pierwszy z wymienionych zagrał do tej pory 1064 minuty (11 goli i pięć asyst), drugi 914 minut (13 goli). Dla porównania wspomniany wcześniej Ilicić wybiegał już prawie 1500 minut. Biorąc to pod uwagę, tym bardziej docenić trzeba dyspozycję kolumbijskich snajperów.

Strzelić o jedn… pięć goli więcej

Mocno ofensywna gra Atalanty musi odbijać się czasami na dyspozycji defensywy. Nie można mieć wszystkiego. Gasperini raczej nie jest zwolennikiem stwierdzenia, że najważniejsze jest zero z tyłu, a z przodu zawsze coś spadnie. Typerzy stawianie słynnych BTTS-ów zaczynają właśnie od spotkań zespołu z Lombardii. W 10 ostatnich spotkaniach Atalanta zachowała czyste konto tylko raz. Mimo to, zdecydowaną większość wygrała.
Wciąż jest więc nad czym pracować, szczególnie, że wpadki się zdarzają. Gdyby ich nie było, albo były mniej liczne, dziś piłkarze ubrani w czarno-niebieskie koszulki walczyliby pewnie z Interem, Juve i Lazio o mistrzostwo. A w rzeczywistości oglądają ich plecy, wcale z nie tak bliskiej odległości. Bardziej muszą oglądać się za swoje, bo chęć na ich przegonienie ma AS Roma.
W takim Turynie mogą się dziś lekko z Atalanty zaśmiać. Wygrywają 1:0, 2:1, często w mało ciekawym stylu, ale… wygrywają. Częściej niż zawodnicy z Bergamo. Cel uświęca środki. Ktoś może sobie pomyśleć - lepiej wygrać trzy razy po 1:0, niż dwa wrzucić komuś siódemkę, a później przegrać. To prawda. Ale dla bezstronnych kibiców i obserwatorów gra podopiecznych Gasperiniego to uosobienie piękna tego sportu. Powrót do dzieciństwa, gdy podwórkowe mecze najczęściej kończyły się hokejowymi wynikami, a każdy chciał strzelać gole, nie bronić.
Dlatego warto trzymać za Atalantę kciuki. Jeśli za stylem dalej będą szły dobre wyniki, nikt w Bergamo nawet nie pomyśli o odejściu od filozofii ofensywnego futbolu.
Dominik Budziński

Przeczytaj również