Takich kozaków się Ceni. Bramkarz, który strzelił w karierze klubowej więcej goli niż Alvaro Morata

Takich kozaków się Ceni. Bramkarz, który strzelił w karierze klubowej więcej goli niż Alvaro Morata
Youtube
Bramkarz strzelający gole. Brzmi to dość abstrakcyjnie, ale nie szokująco. Każdy kto obejrzał w życiu trochę meczów, na pewno z takim zjawiskiem się spotkał. Zobaczył Tomasza Kuszczaka, który dał się zaskoczyć swojemu kolumbijskiemu vis-a-vis, widział w akcji Hansa-Jörga Butta, pewnie wykonującego rzuty karne, przynajmniej na YouTube oglądał wyczyny Rene Higuity. To żaden szok. Po prostu coś spotykanego od wielkiego dzwonu. Ale już zdobycie przez golkipera 132 bramek wymyka się poza wszelkie ramy. Bohater takiej statystyki, Rogerio Ceni, nigdy nie próbował się jednak w nie zmieścić. I przez to został legendą.
Na podwórkach wszyscy chcieli strzelać gole. Koszulki Henry’ego, Ronaldo, Szewczenki czy Owena zakupione gdzieś na lokalnym bazarku miały pomóc w umieszczaniu piłki w bramce, ewentualnie między kamieniami czy drzewami. Nikt z kolei nie chciał bronić. Zazwyczaj ustawiało się tam tego najsłabszego, następowały zmiany co gol, ewentualnie w ruch wchodziła słynna zasada o bramkarzu lotnym. Nie wiem jaką rolę w dziecięcych rozgrywkach pełnił Rogerio Ceni, ale podczas swojej kariery znalazł ciekawy sposób na zapisanie się w annałach historii jako ktoś, kto wybitnie połączył bronienie dostępu do własnej bramki z pakowaniem futbolówki do siatki. Oczywiście tej przeciwnika.
Dalsza część tekstu pod wideo

Król stałych fragmentów obwieszony medalami

Nie był to sposób szczególnie innowacyjny. Po prostu Brazylijczyk niemal do perfekcji opanował wykonywanie stałych fragmentów gry, co sprawiało, że do piłki ustawionej na jedenastym, a czasami i 25. metrze podchodził on. Nie żaden piłkarz z pola. A że jego kariera potrwała wyjątkowo długo, to zdążył w tym czasie pobić kilka rekordów.
Niemal całą dorosłą przygodę z piłką był związany z FC Sao Paulo. Zaczynał jako 17-latek, kończył, gdy na karku miał już 42 wiosny. Ćwierć wieku spędzone w koszulce tego samego klubu to nie byle co. Nic dziwnego, że w końcu Ceni pobił rekord w liczbie występów dla jednego zespołu. Ile ich było? 1236! Nikt w historii częściej nie zakładał też opaski kapitańskiej.
Choć przez tyle lat jego drużyna musiała mieć momenty lepsze i gorsze, zdecydowanie więcej było tych pierwszych. Dzięki temu Brazylijczyk trzy razy mógł cieszyć się ze zdobycia mistrzostwa Brazylii i tytułu najlepszej drużyny mistrzostw stanowych, dwukrotnie zaś z Copa Libertadores oraz Klubowych Mistrzostw Świata. A Sao Paulo zwyciężało tak często, że w 2014 roku Ceni pobił rekord Ryana Giggsa w liczbie wygranych meczów rozegranych dla jednego klubu. U Brazylijczyka były to 623 takie triumfy, natomiast w przypadku legendy Manchesteru United 589.

Skuteczniejszy niż Morata

Ale rozgłos zyskał przede wszystkim z powodu wyśrubowania innego rekordu. Całkowicie abstrakcyjnego. W 1997 roku zdobył pierwszego gola z rzutu wolnego, a później już poszło. Swoje dokonania poprzedził jednak mozolną pracą na treningach. Podobno oddał na nich 15 tysięcy prób, zanim pierwszy raz w ogóle podszedł do stałego fragmentu gry podczas meczu.
A jak mu się spodobało, to nie oddawał piłki ustawionej w miejscu przez kolejne ponad 20 lat. I strzelał jak natchniony. Licznik zatrzymał się ostatecznie na 61 bramkach zdobytych z rzutów wolnych, 70 z karnych, a raz udało mu się także trafić do siatki z gry. Łącznie 132 gole (niektóre źródła mówią, że 131). Nie było w historii oczywiście skuteczniejszego bramkarza. Drugi pod tym względem Jose Luis Chilavert zdobył “tylko” 62 bramki.
Dla przykładu - Alvaro Morata w całej swojej karierze klubowej zanotował do tej pory 130 trafień. Bohater finału Euro 2016 - Eder - drogę do bramki znajdował 79 razy. A to tylko pierwsze z brzegu przykłady, bo takich gości, którzy odpowiadają przede wszystkim za strzelanie goli, a wciąż mają ich mniej od brazylijskiego bramkarza, jest dużo więcej. Nawet wśród byłych napastników liczby nie zawsze - już po zawieszeniu butów na kołku - wyglądały dużo lepiej. Antonio Cassano zwiedził podczas swojej kariery Real Madryt, Milan, Inter, Romę i kilka innych zespołów, a wpisywał się na listę strzelców (łącznie z meczami kadry) 149 razy. Nie mówiąc już o pomocnikach czy obrońcach.
To pokazuje tylko skalę wyczynu Brazylijczyka.
Ceniemu nigdy nie udało się jednak strzelić gola w reprezentacji Brazylii, a koszulkę “Canarinhos” zakładał 18 razy. Zagrał nawet na MŚ2006, gdy podczas spotkania z Japonią zastąpił w końcówce Didę.
Dla wielu golkiperów z "Kraju Kawy" stał się niemal idolem. Do tego grona należy choćby Ederson, który nie ukrywa, że Ceni był dla niego wielką inspiracją. Może dlatego golkiper Manchesteru City tak dobrze gra nogami? Podejście do rzutów wolnych w jego przypadku może być jednak nieco trudniejsze. Wystarczy zobaczyć, co podczas ostatniego spotkania z Chelsea zaprezentował w tej materii Kevin de Bruyne...

Co by było gdyby...

Zanim jeszcze trafił do Sao Paulo, grę w juniorskich drużynach Sinop FC godził z pracą w banku. W pewnym momencie dostał propozycję zostania trzeci bramkarzem zespołu seniorskiego. Nie zgodził się na to jednak jego ojciec. - Pracował już w Banku Brazylii, a mistrzostwa trwają cztery miesiące. Chcieli, żeby opuścił bank jako trzeci bramkarz, a ja się na to nie zgodziłem. Co zamierzasz zrobić później? Cztery miesiące, więc co zamierzasz zrobić? - mówił.
Po pewnym czasie bank wpadł jednak w poważne tarapaty, a ojciec młodego golkipera przystał na kolejną propozycję od klubu. Ceni został trzecim bramkarzem, po czym niedługo później skorzystał na nieszczęściu swoich kolegów, którzy doznali poważnych kontuzji. Wskoczył między słupki i szybko pokazał, że jest odpowiednim człowiekiem w odpowiednim miejscu.
Wystarczyło kilka miesięcy, by ręce wyciągnęło po niego wielkie FC Sao Paulo. Przez pierwsze lata reprezentował jeszcze zespoły juniorskie. Tam też musiał walczyć o swoje. Podstawowym golkiperem był bowiem Alexandre, niezwykle utalentowany bramkarz, który pukał powoli nawet do bram pierwszej drużyny. Jego losy potoczyły się jednak tragicznie. Zginął w wypadku samochodowym. Sam Ceni przyznawał później, że Alexandre był od niego po prostu lepszy i gdyby nie to smutne wydarzenie, jego kariera też mogła potoczyć się całkiem inaczej.
A tak dużo szybciej trafił do pierwszego zespołu. Reszta jest już historią. Zaczynał od pracy w banku. Skończył na rozbijaniu banku w strzelaniu goli.
Karierę zakończył w wieku 42 lat. - Myślałem, że będzie smutniej, ale czułem się dobrze. Patrzę na swoją przeszłość i cieszę się z tego co zrobiłem. Cieszę się z tytułów - mówił po ostatnim wyjściu z szatni.
Takie historie - potwierdzające, że futbol momentami wymyka się poza wszelkie ramy - po prostu się Ceni.

Przeczytaj również