Teraz albo nigdy City, Gareth Bale znów musi ratować Real Madryt w potrzebie. Walka dwóch rannych na Bernabeu

Teraz albo nigdy City, Bale znów musi ratować Real w potrzebie. Starcie dwóch rannych w Madrycie
lev radin / Shutterstock.com
Godną wisienką na torcie pierwszej serii gier fazy pucharowej Ligi Mistrzów jest mecz, który po losowaniu słusznie został okrzyknięty szlagierem ⅛ finału. W pojedynku Realu Madryt z Manchesterem City trudno wskazać wyraźnego faworyta. Oba zespoły przypominają dwie chwilowo ranne zwierzyny, ale szczególnie dla “Obywateli” to pierwszy z kluczowych etapów do być może ostatniej na lata szansy na upragniony triumf w LM.
Przed bezpośrednim starciem Pep Guardiola i Zinedine Zidane nie szczędzili sobie komplementów. Francuz uznał dawnego boiskowego rywala za najlepszego menedżera na świecie, ten z kolei odpowiedział ciepłymi słowami kierowanymi w stronę całej drużyny Realu. Dziś jednak sentymenty zostaną odłożone na bok, a żaden ze szkoleniowców nie chce myśleć o odpadnięciu z rozgrywek już na przełomie lutego i marca.
Dalsza część tekstu pod wideo

Kalejdoskop “Królewskich”

Jeszcze kilka tygodni temu wydawało się, że zespół prowadzony przez Pepa Guardiolę czeka piekielnie trudne zadanie. Real Madryt był od początku roku w znakomitej formie. Pomimo napiętego i niełatwego kalendarza gier, “Królewscy” w ładnym stylu wygrali mini-turniej o Superpuchar Hiszpanii, a do tego w lidze uporali się z Sevillą oraz Atletico i usadowili się na pierwszym miejscu w tabeli. Luty miał przebiegać pod znakiem spokojnego szlifowania formy na dwumecz z City i nadchodzące El Clasico, tymczasem świetnie dotychczas naoliwiona maszyna zacięła się w najmniej niespodziewanym momencie.
Najpierw Real po serii błędów w defensywie odpadł z Pucharu Hiszpanii po szalonym starciu z Sociedad (3:4, koncert Martina Odegaarda). Następnie w głupi sposób stracił komplet punktów w domowym meczu z Celtą Vigo. Wyrównujący gol dla rywali padł dopiero w końcówce, a “Zizou” mógł żałować, że jego podopieczni nie zamknęli wyniku szybciej.
Jedna jaskółka jednak wiosny nie czyni, za to trzy… W Madrycie sytuacja zmieniła się jak w kalejdoskopie. W miniony weekend piłkarze znów zawiedli. Dali ograć się na wyjeździe Levante, które wcześniej przegrało pięć z ostatnich sześciu spotkań. Z fotelu lidera wysadziła ich ponownie Barcelona. I kibicom, i przede wszystkim samemu Zidane’owi zapaliła się ostrzegawcza czerwona lampka. “Królewscy” wyhamowali przed jak na razie najważniejszymi meczami w sezonie. W stolicy Hiszpanii nie ma przekonania, że piłkarze z powrotem wrzucą szósty bieg.

Na ratunek Bale

Francuskiemu menedżerowi Realu głowę może zaprzątać nie tylko chwilowa obniżka formy zespołu. Pojawiły się kłopoty w ofensywie. Karim Benzema, który w dużej mierze dźwigał na swoich barkach drużynę w pierwszej połowie sezonu, zapadł częściowo w zimowy sen. Od połowy grudnia doświadczony snajper tylko dwukrotnie wpisywał się na listę strzelców, z czego raz trafił w mało znaczącym spotkaniu Pucharu Króla z Saragossą. W takich chwilach, bo “Benz” to przecież nie maszyna, wychodzi brak poważnego zmiennika dla byłego reprezentanta Francji. Luka Jović nim nie jest i na razie nie będzie.
Na domiar złego, z gry na nawet dwa miesiące wypadł Eden Hazard. Belg dopiero co wrócił po poprzednim urazie i szybko musiał udać się na kolejne leczenie. Pęknięcie kości strzałkowej to nie przelewki. Były gwiazdor Chelsea przez kilka miesięcy pobytu w Madrycie opuścił już tyle spotkań, co przez ostatnie siedem lat w barwach “The Blues”. Wydana na niego fortuna na razie w żadnym stopniu się nie zwraca. Cytując klasyka, “coś się, coś się popsuło”. Hazard jest praktycznie bezużyteczny dla ofensywy “Królewskich”.
W obliczu zwolnienia tempa przez Benzemę i dramatu Hazarda, “Zizou” nie ma wyjścia. Znów musi pokładać nadzieje w Garethcie Bale’u, któremu sam niedawno sugerował zmianę barw klubowych. Pół żartem, pół serio, Walijczyk przeszedł n-tą drogę od zera do potrzebnego bohatera, nie wychodząc nawet na boisko. Po raz kolejny jest niezbędny drużynie, po raz kolejny oczekuje się od niego, że przesądzi o wyniku ważnego spotkania.
Po czterech występach z rzędu na przełomie roku, od 5 stycznia Bale zagrał tylko w trzech meczach: w pucharze z Uniosistas, z Osasuną oraz z Celtą Vigo. Ledwo przekroczył dwieście minut spędzonych na murawie. We wpadce z Levante nie brał udziału, bo miał problemy z przewodem pokarmowym. Raz na wozie, raz pod wozem. Raz zdrowy, raz chory, raz w pełni sił, raz kontuzjowany. Dziś powinien być gotowy na dwieście procent. Tego wręcz żądają od niego w Madrycie. Bale’a nigdy nie należy skreślać. Może znowu ubierze pelerynę superbohatera?

Walentynkowa bomba

City znajduje się w zupełnie innym miejscu. Na mistrzostwo kraju nie ma żadnych szans, co nie jest wyłącznie spowodowane niebotycznym poziomem reprezentowanym przez Liverpool. Z sześcioma porażkami i trzema remisami na koncie trudno poważnie myśleć o obronie tytułu. Na Premier League mało kto jednak w niebieskiej części Manchesteru się teraz skupia. To Liga Mistrzów była w ostatnim czasie odmieniania na Etihad przez wszystkie przypadki.
W Walentynki jak grom z jasnego nieba spadła na Pepa Guardiolę i jego drużynę informacja o wykluczeniu klubu z dwóch najbliższych sezonów Champions League, w związku z nieprawidłowościami finansowymi. Władze “Obywateli” wynajęły już tabun prawników, by z otrzymanej kary ugrać, a właściwie uciąć jak najwięcej. Bardzo możliwe, że ta ostatecznie zostanie złagodzona - Anglicy złożyli już odwołanie do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu w Lozannie - ale na ten moment fakty są proste: City wróci do elitarnych rozgrywek najwcześniej w 2022 r.

Ostatni taniec “Obywateli”?

Decyzja UEFA nałożyła na piłkarzy Manchesteru dodatkową presję. O Lidze Mistrzów marzą tam od dawna, a możliwe, że właśnie wybił ostatni dzwonek na zrealizowanie tego celu. To swoiste teraz albo nigdy dla ekipy Guardioli i niego samego. Były szkoleniowiec Barcelony i Bayernu objął stery w City, by dominować w Anglii i osiągnąć upragniony sukces na arenie międzynarodowej. Na razie skończyło się maksymalnie dwóch ćwierćfinałach, w tym zeszłorocznym thrillerze z Tottenhamem. Nie o to chodziło.
Guardiola ma świadomość, że wykluczenie z Ligi Mistrzów spowoduje rewolucję kadrową. Nikogo nie zdziwi, jeśli i sam Hiszpan ucieknie z przedziurawionego przez UEFA okrętu. Nawet jeśli teraz z Manchesteru płyną fantastyczne sygnały o jedności drużyny i chęci utrzymania jej trzonu w razie uprawomocnienia się kary. Raheema Sterlinga, Sergio Aguero i pozostałych największych gwiazdorów City na pewno widzieliby w swoich szeregach przedstawiciele najmocniejszych klubów, którym przymusowy odpoczynek od LM nie grozi.
I dla menedżera, i dla czołowych piłkarzy motywacja jest podwójna. Mają okazję zagrać wszystkim na nosie, spełnić marzenie i uspokoić wyczekujących tego triumfu od lat właścicieli klubu. Być może pierwsza, “Królewska” przeszkoda okaże się tą najtrudniejszą. Wyeliminowanie Realu Madryt na pewno by napędziło wygłodniałą drużynę do sukcesu. Wbrew pozorom, bardziej odpowiedniego rywala, lepszego testu na dojrzałość w Manchesterze nie mogli sobie wyobrazić. A na marginesie, kto wie, czy odpowiednia postawa zespołu nie wpłynie na ewentualne złagodzenie wyroku.
***
To banalne, ale z tej rywalizacji nie mogą wyjść zwycięsko obie drużyny. Po rewanżu Liga Mistrzów zabierze ze sobą tylko jednego dziś rannego pacjenta. Drugi pogłębi swoje problemy, niezależnie od przebiegu meczów. A i “Królewscy”, i “Obywatele” muszą się mieć na baczności, bo lada chwila mogą otrzymać kolejne strzały z zewnątrz. Pierwsi od Barcelony, drudzy z sądu.
Na multirelację z obu dzisiejszych spotkań: Real - City oraz Lyon - Juventus zapraszamy na Meczyki już od 20:00. Przeżyjcie te wielkie piłkarskie emocje razem z nami!
Mateusz Hawrot

Przeczytaj również