Trener młodszy od piłkarzy. Julian Nagelsmann, czyli “Wieśniak”, który ujarzmił “Byki”

Trener młodszy od piłkarzy. Julian Nagelsmann, czyli “Wieśniak”, który ujarzmił “Byki”
Vitalii Vitleo / Shutterstock.com
Miał 28 lat, gdy jako menedżerowi powierzono mu misję ratowania bundesligowego Hoffenheim przed niechybnym spadkiem. Brzmi dość abstrakcyjnie. To trochę tak, jakby dziś szkoleniowcami mieli zostać np. Isco, Christian Eriksen czy Neymar. Z tą różnicą, że oni występują na największych stadionach świata, a on w czasie piłkarskiej kariery grał co najwyżej w rezerwach TSV 1860 Monachium i Augsburga. Ale nie to było najważniejsze. Nie wiek, nie przeszłość na murawie. Otwarta głowa, wybitnie analityczny umysł, miłość do piłki i niezachwiana pewność siebie. Taki jest Julian Nagelsmann.
Kto wie, czy byłby dziś w tym samym miejscu, gdyby nie poważne problemy zdrowotne, które przerwały jego karierę piłkarską. Na jednym z treningów TSV 1860 Monachium, gdy dopiero zaczynał ćwiczyć z pierwszą drużyną, jego kolano nie wytrzymało. Zaczęły się operacje, jeżdżenie po lekarzach, szukanie ratunku. Dziś piłkarze wracają do gry po podobnych urazach, ale on nie był w stanie. Zawiesił buty na kołku. Był załamany. Przez jakiś czas nie mógł patrzeć na piłkę. Wiedział, że miał szansę na karierę, bo zapowiadał się naprawdę bardzo dobrze.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Był świetnym piłkarzem. który wie, co by się z nim stało, gdyby nie musiał porzucić gry w piłkę z powodów zdrowotnych - mówił o nim Christian Träsch, dziś piłkarz VFL Wolfsburg, niegdyś kolega z drużyny.
Futbol kochał jednak tak bardzo, że w końcu zaczął szukać planu b.

Trenerski kujon

Naturalna kolej rzeczy. Nie możesz być piłkarzem? Zostań trenerem. Nagelsmannowi pomógł Thomas Tuchel, który prowadził wówczas juniorską drużynę Augsburga. Dał mu skromną pensję i powierzył zadanie taktycznej analizy przeciwników jego zespołu.
- Już wtedy był bardzo pojętnym, a jednocześnie… męczącym uczniem. Nie dawał mi spokoju, był bardzo ciekawski, ciągle pytał i pytał, chciał rozmawiać o futbolu i chłonąć wiedzę. Jeśli ktoś ma w tym zawodzie osiągnąć sukces, to tylko tacy pasjonaci - mówił po czasie dzisiejszy szkoleniowiec PSG.
Po czasie droga z Augsburga poprowadziła go przez Monachium, gdzie pracował z młodzieżą w TSV, do Hoffenheim. Samodzielnym trenerem po raz pierwszy został w wieku 24 lat. Pod jego skrzydła trafiła wtedy drużyna U17, a już niedługo później niespodziewanie awansował na asystenta pierwszego szkoleniowca - Markusa Babbela. Po jego zwolnieniu wrócił do pracy z młodzieżą, odnosząc wielki sukces. Z zespołem do lat 19 zdobył mistrzostwo Niemiec. Już wówczas było widać, że ma do tej pracy wielką smykałkę.

Misja: utrzymanie

Raczej nikt nie spodziewał się jednak, że niedługo później na jego barkach będzie spoczywał ciężar ratowania “Wieśniaków” przed degradacją. Gdy jednak pod batutą Markusa Gisdola, a później też Huuba Stevensa klub grzązł w czeluściach strefy spadkowej w sezonie 2015/2016, zdecydowano się zagrać va banque. Pierwszym szkoleniowcem został 28(!) letni Nagelsmann. Sytuacja bez precednsu.
Można się było zastanawiać, jak przyjmie go szatnia. Wielu piłkarzy było przecież od niego starszych. Niektórzy to rówieśnicy. W takich sytuacjach trenerowi może być zdecydowanie trudniej o szacunek piłkarzy i odpowiedni dystans, ale Nagelsmann zupełnie się tego nie bał. Pomogła mu w tym na pewno jego duża pewność siebie.
- Jeśli nie będziesz pewny siebie, nie osiągniesz sukcesów - mówił z przekonaniem.
Odpowiednie podejście do piłkarzy to zresztą jego cecha przewodnia. Bardzo lubi kontakt z piłkarzami. Interesuje się psychologią, a wiedzę zaczerpniętą z tego typu książek stara się przenosić do szatni. Jest też niezwykle emocjonalny, o czym wspominają jego byli i obecni podopieczni.
- Pamiętam odprawy. Jego słowa były jak pozwolenie na użycie broni palnej - wspominał Moritz Leitner.
Wejście do pierwszej drużyny “Wieśniaków” miał znakomite. Dał swoim piłkarzom dużą swobodę w ofensywie, przeszedł na grę trójką obrońców, co szybko zaczęło przynosić pożądane rezultaty. Ostatecznie Hoffenheim zakończyło rozgrywki mając punkt przewagi nad miejscem barażowym i cztery oczka nad pierwszym ze spadkowiczów. Gdyby jednak wziąć pod uwagę tylko czternaście kolejek pod wodzą Nagelsmanna, to Hoffenheim byłoby piąte w Bundeslidze.

Do dwóch razy sztuka

W kolejnym sezonie jego zespół grał już o zupełnie inne cele. Dobra forma z końcówki poprzedniej kampanii miała swoją kontynuację w rozgrywkach 2016/2017, które ostatecznie “Wieśniaki” zakończyły na wysokiej czwartej pozycji, dającej prawo do walki o Ligę Mistrzów w eliminacjach. Ale bram raju nie udało się sforsować, bo na drodze stanął Liverpool. W dwumeczu “The Reds” pokonali żołnierzy Nagelsmanna 6:3.
Co się jednak odwlecze… Kolejny sezon przyniósł jeszcze lepszy wynik. Może nie punktowy, bo tym razem oczek Hoffenheim uzbierało 55 (wtedy 62), ale dało to miejsce na najniższym stopniu podium. Tym razem Liga Mistrzów należała się więc z urzędu.
Tam “Wieśniaki” zapłaciły jednak frycowe. Tylko trzy punkty zdobyte w sześciu meczach z Manchesterem City, Szachtarem i Lyonem (żadnego zwycięstwa) chwały nie przyniosły, a Nagelsmann pierwszy raz mógł mówić o jakiejś swojej trenerskiej porażce. Do tej pory wszystko układało się bowiem jak w bajce.

Przemiana “Wieśniaka” w “Byka”

W Bundeslidze też nie szło już tak dobrze, bo sezon 18/19 Hoffenheim zakończyło dopiero na dziewiątym miejscu. Niemiec pracował już wówczas jednak ze świadomością, że to jego ostatni rok w drużynie. W czerwcu 2018 roku poinformował bowiem, że od sezonu 2019/2020 będzie trenował RB Lipsk. Wyciągnięcie jednego z największych trenerskich talentów doskonale wpisało się we wzorowo prowadzoną politykę klubu ze stajni Red Bulla.
Związek młodego szkoleniowca z “Die Bullen” zapowiadał się niezwykle ciekawie. Po kilku miesiącach można już stwierdzić, że była to doskonała decyzja obu stron. Lipsk gra przyjemny dla oka futbol (tak, wcześniej też grał), który nie jest jednak tylko sztuką dla sztuki. Potwierdza to zaledwie punkt straty do liderującego w Bundeslidze Bayernu i wygranie grupy w Lidze Mistrzów.
***
W najbliższą środę Nagelsmann i jego piłkarze powalczą z Tottenhamem w pierwszym spotkaniu 1/8 finału Ligi Mistrzów. Przed meczem dojdzie więc do uścisku rąk młodego Niemca z Jose Mourinho. Kto wyjdzie z tej rywalizacji zwycięsko? Stary lis, mający całą gablotę trofeów i wyrobioną markę, ale w ostatnich latach coraz częściej krytykowany, czy młody gniewny, będący wciąż na początku swojej trenerskiej drogi? Przekonamy się już wkrótce!
Dominik Budziński

Przeczytaj również