Valencia odzyskuje formę i bierze kurs na dwa trofea. Czy wygra Ligę Europy i Puchar Króla?

Nie dziel skóry na nietoperzu. Renesans Valencii zaowocuje dwoma trofeami?
EFECREATA.COM / Shutterstock.com
Historia Valencii w tym sezonie potwierdza, że przedwczesne skreślanie drużyny po starcie rozgrywek jest dosyć ryzykowne. Oczywiście, o drużynie, która balansowała między strefą spadkową a w najlepszym razie 16. lokatą i do tego odpadła z Ligi Mistrzów trudno mówić w superlatywach. Nieudany start bieżącej kampanii był jednak tylko nieprzyjemnym preludium do wydarzeń, które mogą zakończyć się w sposób spektakularny dla ekipy z Estadio Mestalla.
Jeszcze kilka miesięcy temu tego typu stwierdzenia mogłyby paść tylko z ust szaleńca, ponieważ wydawało się, że ten sezon dla Valencii jest już stracony, a jedynym zadaniem Marcelino będzie uniknięcie spadku z ligi. Można by powiedzieć, że 53-letni szkoleniowiec wywiązał się z tego zadania i to z ogromną nawiązką.
Dalsza część tekstu pod wideo
Widmo relegacji już nie spędza działaczom „Los Che” snu z powiek, a wszystkie ich myśli prawdopodobnie kłębią się wokół trzech celów, które stoją przed drużyną – zajęcia czwartej lokaty w lidze i triumfów w Lidze Europy oraz Pucharze Króla.

Kosztowne remisy

Przed startem rozgrywek oczekiwania wobec Valencii były spore, ale jednocześnie adekwatne do ich możliwości. W swoim pierwszym sezonie na Mestalli Marcelino zajął 4. lokatę gwarantującą udział „Nietoperzy” w Lidze Mistrzów, zatem oczekiwano, że hiszpański szkoleniowiec przynajmniej powtórzy ten rezultat w kolejnych rozgrywkach.
Z uwagi na kosztowne wzmocnienia można było nawet wymagać od trenera jeszcze lepszych wyników. Do klubu trafiło wielu utalentowanych zawodników, pozbyto się tylko niepotrzebnych elementów pokroju Simone Zazy, a bilans transferowy w wysokości prawie 70 mln euro na minusie sprawiał, że sympatycy „Los Che” mogli oczekiwać od swoich ulubieńców naprawdę sporych osiągnięć.
Johan Cruyff powiedział kiedyś, że nigdy nie widział worka pieniędzy zdobywającego bramkę i w Valencii szybko przekonano się, że fortuna wydana na wzmocnienia rzeczywiście nie musi przekładać się na wyniki. Początek sezonu w wykonaniu „Nietoperzy” był wręcz skandalicznie słaby i niegodny ekipy tej klasy.
Optymiści mogli wówczas mówić, że przecież Valencia nie przegrywa, pesymiści zauważali, iż równocześnie nie odnosi zwycięstw, a prawda leżała pośrodku – „Los Che” remisowali niemal we wszystkich możliwych spotkaniach.
Fatalna postawa „Nietoperzy” w lidze niestety nie była rekompensowana w europejskich pucharach. Grupa, do której trafili nie należała do najłatwiejszych, ponieważ rywalami podopiecznych Marcelino były takie drużyny jak Juventus, Manchester United oraz BSC Young Boys.
Zajęcia trzeciego miejsca, ustępując „Starej Damie” i „Czerwonym Diabłom” nie można nazwać katastrofą. Boleć może jedynie fakt, iż Valencia nie ustępowała klasą np. drużynie prowadzonej wówczas przez Jose Mourinho. „Los Che” zdobyli 4 punkty w dwumeczu z Manchesterem, ale kwestia awansu została zaprzepaszczona w meczu z grupowym outsiderem ze Szwajcarii.

Powrót króla

Dopatrując się przyczyn fatalnej rundy jesiennej w wykonaniu Valencii trudno nie odnieść wrażenia, że drużynie brakowało lidera w ofensywie. Zresztą słowo „lider” to chyba nawet zbyt duże określenie. W linii ataku „Nietoperzy” brakowało po prostu kogokolwiek, kto umiałby trafić do bramki.
Przez wiele miesięcy najlepszym strzelcem drużyny był rezerwowy napastnik – Santi Mina. Dublety zdobyte w starciach z Rayo Vallecano oraz 3-ligowym CD Ebro wystarczyły, aby 23-letni Hiszpan zdystansował swoich partnerów w ataku.
Wszystkie „dziewiątki” zawodziły, a jedyne koło ratunkowe w osobie Goncalo Guedesa nie mogło zostać użyte. Portugalczyk najpierw wypadł na miesiąc z powodu urazu przywodzicieli, a po powrocie i rozegraniu kilku spotkań doznał kontuzji pachwiny wykluczającej go z gry na kolejne kilka tygodni.
To był ogromny cios dla drużyny „Nietoperzy”. W skrzydłowym ściągniętym z PSG pokładano ogromne nadzieje, o czym świadczy choćby fakt, iż 40 mln zapłacone za Guedesa stanowiły rekord transferowy klubu. Taka transakcja nikogo jednak nie zdziwiła, ponieważ w trakcie kampanii 2017/18 Portugalczyk zdążył już udowodnić swoją ogromną jakość.
Na całe szczęście dla Valencii, pauza spowodowana urazem w żadnym stopniu nie wywołała u Guedesa jakiegokolwiek regresu formy. 22-latek od razu po wyleczeniu kontuzji wrócił do pierwszego składu „Nietoperzy” i raptownie zaznaczył swoją obecność wieloma świetnymi występami.

Jak nietoperz z popiołów

Powrót Guedesa do składu odmienił ofensywę Valencii, która wreszcie nie przypomina zbieraniny przypadkowych zawodników. Progres w linii ataku, poczyniony głównie za sprawą portugalskiego skrzydłowego, przełożył się oczywiście na poprawę wyników osiąganych przez podopiecznych Marcelino. Wreszcie remisy nie są przeplatane kolejnymi remisami
Fenomenalna postawa Valencii zaowocowała ogromnymi postępami poczynionymi w kwestii pozycji zajmowanej w lidze. Na półmetku sezonu „Nietoperze” okupowały 11. lokatę i wydawało się, że reszta spotkań będzie tylko dogorywaniem poranionej drużyny, ale nic z tego. Odrodzenie Valencii potwierdzone znakomitą passą meczów bez porażki sprawiło, że podopieczni Marcelino mogą poważnie myśleć o walce o Top 4.
Rywalizacja z rewelacją tego sezonu, czyli Getafe na pewno nie będzie należeć do łatwych, ale terminarz ekipy prowadzonej przez Pepe Bordalasa może napawać optymizmem sympatyków „Los Che”. Drużynę z przedmieść Madrytu czekają starcia z „Królewskimi”, Realem Sociedad, Barceloną oraz walczącymi o utrzymanie Gironą i Villarrealem.
Na Valencię czekają nieco mniej wymagający rywale, ale trzeba mieć na uwadze fakt, iż ekipa Marcelino będzie jednocześnie rywalizować na trzech frontach. W Lidze Europy oraz Pucharze Króla „Nietoperze” będą mierzyły się z najcięższymi możliwymi przeciwnikami.
Wymagająca rywalizacja z Barceloną oraz dwumecz przeciwko ekipie Arsenalu z pewnością nieco odbije się na postawie Valencii w lidze. Marcelino będzie musiał odpowiednio rotować składem, aby ewentualne sukcesy np. w rozgrywkach europejskich nie przełożyły się negatywnie na postawę drużyny w lidze.

Czas rozstrzygnięć

Przed 53-letnim szkoleniowcem oraz jego podopiecznymi ogromna szansa na zanotowanie jednego z najlepszych sezonów w historii klubu. W trakcie 100-letniej historii organizacji z Estadio Mestalla kibice tylko raz mogli świętować dublet. Już niedługo Marcelino stanie przed szansą wyrównania osiągnięć Rafy Beniteza sprzed 15 lat.
Naturalnie, ani w rozgrywkach Ligi Europy, ani w finale Pucharu Króla Valencia nie będzie faworytem, ale „Nietoperze” zdążyły już udowodnić, że nie warto ich przedwcześnie skreślać.
Kto jak kto, ale akurat „Los Che” idealnie odnajdują się w roli tzw. „underdoga”, który wbrew wszystkim stawia czoła faworyzowanym potentatom. Barcelona, która zmierzy się z Valencią w finale krajowego pucharu niejednokrotnie zdążyła już się przekonać o sile drzemiącej w podopiecznych Marcelino.
W dwumeczu z Arsenalem ekipa z Valencii również nie pozostaje bez szans. „Kanonierzy” wydają się być faworytem do wygrania całych rozgrywek, ale ich problemem jest niemal całkowita indolencja w meczach wyjazdowych. Porażki z Bate czy Rennes oraz rywalami z krajowego podwórka nie mogą stanowić powodu do dumy dla londyńczyków.
Z kolei Valencia jak nikt inny potrafi wykorzystać atut własnego boiska. W tym sezonie przekonały się już o tym takie drużyny, jak Celtic, Villarreal, Athletic, Barcelona czy Real Madryt. Nie można wykluczyć sytuacji, w której Arsenal dołączy do tej listy „ofiar”.
Dokładnie tak, jak nie można wykluczyć scenariusza, w którym Valencia eliminuje „Kanonierów”, a na deser wygrywa finały Pucharu Króla oraz Ligi Europy, wieńcząc jeden z najlepszych sezonów w historii klubu.
Szanse na taką kumulację sukcesów nie są zbyt duże, ale jeszcze mniejsze były na to, iż ekipa ze strefy spadkowej, która nie umie wygrywać meczów, nagle stanie się rewelacją rozgrywek. A jednak Valencia tego dokonała. Nie radziłbym zatem skreślać „Nietoperzy” w żadnym z nadchodzących starć. Oni już udowodnili, że na Estadio Mestalla niemożliwe jest możliwe.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również