W Lechii się pali, nikt nie myśli o juniorach. "Ci chłopcy uciekli!". Trener akademii z mocnym apelem i żalem

W Lechii się pali, nikt nie myśli o juniorach. "Ci chłopcy uciekli!". Trener akademii z mocnym apelem i żalem
Piotr Matusewicz / press focus
Ostatni czas jest bardzo trudny dla Lechii Gdańsk, wokół której narasta wiele kontrowersji, dotyczących także klubowej akademii. Swoją opinią i… żalem podzielił się z nami koordynator ds. rozwoju Akademii Lechii Gdańsk, Grzegorz Grzegorczyk.
Nasz rozmówca jest związany z Lechią od 1996 roku. Grał wtedy jako junior u Michała Globisza. Występował nawet w seniorskiej drużynie, gdy ta w sezonie 2001/02 zaczynała wszystko od nowa, od A-klasy. Od 14 lat zajmuje się młodzieżą w klubie, z roczną przerwą na pracę w Olimpii Grudziądz. Od samego naboru prowadził między innymi rocznik 2004, z którego na świat wyszli Filip Koperski i Kacper Urbański, obecnie zawodnik Bologni.
Dalsza część tekstu pod wideo
Lechia to jedyny obok Warty klub Ekstraklasy, który nie prowadzi drugiego zespołu, a jej drużyna juniorów starszych chyli się ku spadkowi z CLJ do ligi wojewódzkiej (poniższa tabela za "90minut.pl"). Gdy wchodzi się na oficjalną stronę Akademii Lechii Gdańsk, okazuje się, że rozpiska trenerów jest częściowo nieaktualna. Ba! Widnieje tam informacja o drużynie rezerw… która nie istnieje od niemal roku.
tabela CLJ
90minut,pl
Więcej o problemach gdańszczan mówiliśmy ostatnio TUTAJ w specjalnym programie na naszym kanale Youtube. Padło tam m.in. stwierdzenie, że w klubie jest niewielu pracowników, którzy grali wcześniej w biało-zielonych koszulkach. Grzegorczyk odpiera te zarzuty.
- Jest dużo trenerów, którzy funkcjonowali od dłuższego czasu. Są byli piłkarze, jak Maciej Kostrzewa, Dawid Żmijewski, Zdzisław Puszkarz, Józef Gładysz, Robert Rybakowski czy Marek Zieńczuk. Pracują z nami od dawna także Łukasz Gajowniczek, Mateusz Michalski, Paweł Rosiński, czy Mateusz Bucholc. Chcemy, by było jak najwięcej nas, ludzi z regionu, ale nie zawsze się da. Filozofia jest taka, by trener był związany z klubem, a jeśli jest do tego byłym graczem, to w ogóle super - mówi Grzegorczyk.

Niedobory kadrowe

Według danych prezentowanych na stronach klubów Lechia ma w zespole U-19 trzech trenerów. Dla porównania, Lech Poznań dysponuje siedmioma, a Raków Częstochowa sześcioma. Skąd tak drastyczna różnica?
- Jest czterech trenerów, bo mamy jeszcze szkoleniowca, który lata dronem i pracuje w akademii od półtora miesiąca. Są trenerzy typu Damian Fos, Piotr Opuszewicz, Mateusz Gliniecki, którzy jeden-dwa miesiące temu byli jeszcze w akademii przy zespołach U-17, U-18. W trakcie sezonu dostali nominację do pierwszego zespołu. Wiadomo, to jest dla nich coś fajnego. W trakcie rozgrywek to był dla nas problem, by znaleźć jakościowe zastępstwa. Nikt o tym nie mówi, bo nikt o tym nie wiedział - tłumaczy koordynator ds. rozwoju akademii.
Gdy pada pytanie o to, czy jest to wytłumaczalne, że klub wyciąga trenerów z akademii do pierwszej drużyny, jednocześnie nie zabezpieczając interesu drużyn młodzieżowych, słyszymy: - Nie bronię tego, tylko uważam, że nie jest to właściwie przedstawiane. Wiadomo, że więcej rąk do roboty zawsze się przyda. Twierdzę jedynie, że jak się bierze kilku trenerów, to robi to różnicę dla akademii. Dążymy do tego, by było więcej trenerów.

Gdy w klubie się pali, nikt nie myśli o akademii

- Wiadomo, że sytuacja pierwszego zespołu jest ściśle związana z akademią. Zdajemy sobie sprawę, że jeśli drużyna ma nóż na gardle, to jest inne podejście do współpracy. Wszyscy trenerzy, którzy byli tutaj od czasów Tomasza Kafarskiego, udzielali się. Szczególnie “Bobo” Kaczmarek, który przychodził nawet na treningi dzieciaków. Podobnie było z trenerem Stokowcem. Może w ostatnim czasie w trochę mniejszym wymiarze czas dla nas znajdował Marcin Kaczmarek. Twierdzę, że wynikało to z sytuacji pierwszego zespołu - podkreśla Grzegorczyk. Dopytujemy: - Pewnie David Badia nie rozmawiał z wami? Odpowiedź jest krótka: - Nie.
Klubowi włodarze co rusz zmieniają politykę prowadzenia akademii. Znamiennym przykładem jest zamienne powoływanie do życia, a następnie zamykanie zespołu rezerw.
Zdaje się, że brakuje pomostu między CLJ, a pierwszą drużyną. Co czują trenerzy w akademii?
- To gorący temat. Są różne opinie. Mówię z perspektywy trenera, który widział, jak te rezerwy funkcjonowały. Ony istniały równolegle z juniorem starszym i wychodziła z tego sztuka dla sztuki. Na boisku treningowym mieliśmy część juniorów, którzy myśleli już tylko o meczu w rezerwach. Liczbowo nie byliśmy w stanie utrzymać jednocześnie drugiej drużyny i juniorów starszych.
Sugerujemy jednak, że drużyna rezerw to nie tylko poligon doświadczalny w seniorskiej piłce dla młodych chłopców, ale także miejsce do odbudowy formy dla zawodników pierwszej drużyny, wracających z kontuzji, czy też najzwyklej w świecie nie łapiących się do pierwszego składu.
- Zgadza się, rezerwy są dobre, jeśli są oparte o zawodników “schodzących” z pierwszego zespołu. Gdyby do tego dodać kilku chłopaków z juniorów, to byłoby super. Żeby rezerwy miały sens, musiałoby dołączać ośmiu - dziesięciu piłkarzy pierwszej drużyny. I to był problem… Niestety w realiach, w których funkcjonowaliśmy, nie było szansy na połączenie tego. Niektórzy musieli grać pół meczu w rezerwach i cały mecz w juniorach.
Kto zarządził usunięcie drużyny rezerw?
- Decyzja odgórna, na którą nie mieliśmy wpływu. Rezerwy zostały rozwiązane w czasie, w którym było tzw. “bezkrólewie”, bo dopiero szukano kolejnego dyrektora akademii. Przez to właśnie odchodzili od nas np. Igor Brzyski, który jest w Lechu II Poznań, Kacper Potulski, który gra teraz dla Legii U-19 Warszawa… Ci chłopcy uciekli, bo nie było na nich planu! - mówi nam poirytowany rozmówca.

Ucieczka zdolnych

- Za poprzednich rządów w akademii, ktoś (Sławomir Wojciechowski - przyp. red.) podjął decyzję, że usuwamy rocznik 2004. Przez to odeszli od nas chłopcy do Górnika Zabrze, czy Rakowa Częstochowa. Mamy też takich, którzy grają w drugiej i trzeciej lidze dlatego, że ich rocznik został u nas zlikwidowany. Brakowało wtedy merytoryki, programu szkolenia i wspólnej myśli szkoleniowej. Nie było planowania rozwoju zawodników - nie kryje żalu Grzegorczyk.
Zespół występujący w Centralnej Lidze Juniorów jest przedostatni. Bardzo źle to świadczy o szkoleniu w klubie, chociaż powyższa wypowiedź nieco szerzej przybliża ten temat. Wydaje się, że nie o samo szkolenie chodzi, ale też o to, że nie potrafiono zatrzymać zdolnych piłkarzy, którzy chcieli szukać szczęścia gdzieś indziej.
- Odczuwamy skutki usunięcia rocznika 2004. W CLJ mogą grać zawodnicy do 19. roku życia, a więc urodzeni w 2004 roku. W tym wieku mamy tylko kilku chłopaków! Większość to piłkarze urodzeni w 2005 roku. Marek Zieńczuk wykonuje i tak dobrą robotę. To jest pokłosie wcześniejszych błędów - słyszymy.

Błędne zarządzanie produktami akademii

- Wiadomo, że naszym celem jest wyprodukowanie piłkarzy, którzy będą mogli grać w Ekstraklasie. To, co dzieje się później, już nie zależy od nas. Ważne, by ci chłopcy grali w piłkę. Kiedyś trener Tomasz Byszko był wzięty przez Piotra Stokowca do sztabu pierwszej drużyny i pełnił rolę takiego łącznika. Teraz tego brakuje - dodaje Grzegorczyk.
Klub jednak nie bardzo wie, co robić z utalentowanym narybkiem. Wystarczy przypomnieć, co wydarzyło się z Jakubem Kałuzińskim. Klub nie dogadał się z nim co do nowego kontraktu, więc za karę zablokował mu wyjazd na zimowe zgrupowanie. Kolejny młodzieżowy reprezentant Polski, Jan Biegański, jesienią został wypożyczony do GKS-u Tychy. Wrócił, w Gdańsku przepracował zimowy okres przygotowawczy, zagrał nawet w dwóch spotkaniach rundy wiosennej, po czym… ponownie odesłano go do Tychów.
- Wiadomo, że chciałbym, by ci młodzi chłopcy jak najdłużej grali w Lechii i przy okazji w kadrach młodzieżowych. Chcemy, by klub miał z tego duże pieniądze - to jest moje marzenie. Czego bym sobie życzył w klubie? Po pierwsze, cierpliwości do ludzi, którzy są zatrudnieni w akademii. Mówimy o tych, którzy decydują o całym pionie sportowym. Dajmy im czas. Nie rok, dwa, czy trzy. Więcej. Po drugie, potrzebujemy bazy, a po trzecie, to o czym mówiłem wcześniej - życzyłbym sobie, by w pierwszej drużynie tych wychowanków było więcej - wylicza trener młodzieży.

Klucz do sukcesu

- Mamy Pawła Wolańskiego jako szefa akademii. Należy dać mu czas. Uważam, że bardzo mocno ruszyliśmy. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to będzie widać za jakiś czas efekty. Jeśli będziemy co dwa i pół roku zmieniać dyrektora akademii, to pozostaniemy na zawsze podrzędną szkółką - apeluje Grzegorczyk.
W Trójmieście niektórzy wytykają ALG, że produkuje ona coraz mniej młodzieżowych reprezentantów Polski. Na to także nasz rozmówca znalazł wytłumaczenie:
- Teraz mówi się, że nasi wychowankowie nie jeżdżą na kadry młodzieżowe. Właśnie o to chodzi, że jeżdżą, tylko, że z innych klubów! Wiemy, że nie jesteśmy najlepszą akademią w Polsce, ale… - A jesteście chociaż najlepszą akademią w samym Gdańsku? - Skontrowaliśmy. - Wiem, że jest fatalna opinia o naszej akademii. Znam tych, którzy tak mówią. Nie będę tego oceniał, my pracujemy na swoich standardach.
Starając się jednak zgłębić temat konkurencji “na mieście”, zapytaliśmy, czy trenerzy Akademii Lechii Gdańsk mają prawo zazdrościć czegokolwiek kolegom po fachu?
- Na pewno można zazdrościć cierpliwości, którą dostają tam trenerzy. Jest też taka różnica, że Jaguar i Gedania mają swoje obiekty, a my nie. My pracujemy przy ulicy Meissnera, Traugutta i na stadionie rugby, należącym do Ogniwa Sopot.

Przyszłość młodzieżą stoi?

Lechia zaraz będzie musiała skompletować konkurencyjną kadrę na pierwszą ligę. Z obecnej drużyny zostaną jednostki. Czy akademia jest w stanie zaoferować kilku piłkarzy, którzy dadzą radę na tym poziomie?
- Są chłopcy, jak Bartosz Brzęk czy bramkarz Bartłomiej Kałduński, którzy mogą sobie poradzić. Myślę, że teraz, gdy wiadomo, że spadamy, to niektórzy otrzymają swoje szanse. Wiadomo, że jeszcze potrzebują doświadczenia, dlatego właśnie możliwość debiutu w Ekstraklasie byłaby dla nich bardzo ważna - podkreśla Grzegorz GrzegorczyK.
Choć Lechia Gdańsk, jako klub, jest od lat zarządzana w mizerny sposób, to wydaje się, że funkcjonują w nim ludzie, którzy każdego dnia dają z siebie maksimum umiejętności i maksimum serca. Sęk w tym, by umieć z tego skorzystać.

Przeczytaj również