W Manchesterze United przerastał nawet Paula Pogbę. Miał być “Czerwonym Diabłem”, a sam zgotował sobie piekło

Przerastał nawet Paula Pogbę. Miał być “Czerwonym Diabłem”, a sam zgotował sobie piekło
screen z youtube.com
Możliwość debiutu w rodzimym klubie w wieku zaledwie 17 lat oraz pełne zaufanie trenera to znak, że mamy do czynienia z naprawdę obiecującym młokosem. Zwłaszcza jeśli mówimy o tak potężnej drużynie, jak Manchester United, a szkoleniowcem, który dostrzega w tobie potencjał, jest nie kto inny, ale Sir Alex Ferguson. W pewnym momencie mogło się wydawać, że Ravel Morrison złapał Pana Boga za nogi, jednak Anglik na własne życzenie zaprzepaścił swoją karierę.
Dziś 27-letni pomocnik występuje - chociaż to chyba zbyt duże słowo, biorąc pod uwagę nikłą liczbę występów - w barwach Sheffield United, do którego został wypożyczony z Middlesbrough. A jeszcze kilka lat temu wydawało się, że wychowanek Manchesteru United swobodnie podąży śladami Ryana Giggsa czy Paula Scholesa. Jak to niestety czasem bywa, głowa ewidentnie nie dojechała do nóg.
Dalsza część tekstu pod wideo

Perła akademii

- Ravel Morrison był bez wątpienia największą gwiazdą szkółki Manchesteru, jaką widziałem na własne oczy. Pewnego dnia Ferguson poprosił mnie, żebym popatrzył na jego grę. Powiedział, że tak utalentowanego gracza jeszcze nie spotkał, mówił, że jest lepszy od Giggsa, Rooneya czy kogokolwiek innego. Gdy go zobaczyłem w akcji, wszystko zrozumiałem.Grał swoją piłkę. Był niesamowity - opowiadał po latach legendarny Rio Ferdinand.
Potencjał Morrisona nie mógł podlegać jakimkolwiek dyskusjom. Jako piętnastolatek otrzymał szansę gry w młodzieżowym Pucharze Anglii, gdzie występowali średnio 2-3 lata starsi gracze. Rok później pomocnik niemal w pojedynkę poprowadził “Czerwone Diabły” do triumfu w najbardziej prestiżowym turnieju juniorskim na Wyspach.
W finale przeciwko Sheffield zdobył dublet, ale prawdziwą furorę wywołał popis, który zaserwował w starciu z rezerwami Liverpoolu. Przeciwko “The Reds” także dwukrotnie trafiał do siatki, a cały świat obiegło zdjęcie pomocnika całującego herb Manchesteru przed trybuną The Kop na Anfield. Na naszych oczach rodziła się gwiazda.
W barwach tamtejszej drużyny młodzieżowej występowali wówczas również Michael Keane, Jesse Lingard czy Paul Pogba, jednak nikt nie mógł się równać z Morrisonem. On kreował grę, napędzał wszystkie akcje, które niejednokrotnie potrafił także wykończyć. Na Old Trafford zadebiutował już w wieku 17 lat. Wydawało się, że wielkimi krokami zbliża się moment awansu na stałe do pierwszej drużyny, lecz wtedy dała o sobie znać ciemna strona jego natury.

Buntownik z wyboru

Ravel w pewnym momencie chyba zapomniał, że należy do bandy kierowanej przez Alexa Fergusona, a nie Thomasa Shelby’ego czy Henry’ego Hilla. Chłopak wychowywał się w Longsight, dzielnicy Manchesteru, która nie cieszy się, delikatnie mówiąc, najlepszą sławą. Prym w okolicy wiodą gangsterzy z grupy Gooch Close. I niestety to oni zostali bliskimi przyjaciółmi wychowanka United.
W 2011 r. Morrison został aresztowany pod zarzutem zastraszania świadka, który wcześniej doniósł policji o gangsterskich wybrykach jego przyjaciół. W toku postępowania na jaw wyszło, że zawodnik United groził poszkodowanemu nożem, ale ze względu na młody wiek nałożono na niego jedynie karę grzywnę oraz dozór kuratora.
Ciężko mówić o jakiejkolwiek nauczce czy wyciągnięciu wniosków, ponieważ po kilku miesiącach wyszło na jaw, że Anglik w trakcie kłótni ze swoją dziewczyną wyrzucił jej telefon przez okno. Jeszcze później zatrzymano piłkarza za napaść na 19-latkę przed jednym z barów. W jego samochodzie przy okazji znaleziono narkotyki, a to i tak nie koniec wpisów z tej jakże obfitej kartoteki.
Ravel bez wątpienia nie był aniołkiem, o czym świadczy też karygodne zachowanie w samym klubie. Wielokrotne łamanie przepisów w postaci notorycznych spóźnień czy omijanie treningów stanowiły codzienność Morrisona wokół “Teatru Marzeń”. Na niektóre wybryki przymykano oko, ponieważ każdy zdawał sobie sprawę z nieograniczonego potencjału na boisku.
Prawdziwe problemy rozpoczęły się, gdy włodarze Manchesteru rozpoczęli rozmowy w sprawie przedłużenia kontraktu, który wygasał w 2012 r. Oferowano mu tygodniówkę w wysokości 12 tys. funtów, a on żądał 3 (!) razy tyle. Pensja tej wielkości dla 18-latka zrujnowałaby drabinkę płacową United, więc negocjacje spełzły na niczym. Podobno sam Ferguson wielokrotnie błagał Morrisona, aby zgodził się na proponowane pieniądze, ale nawet autorytet Szkota niczego nie wskórał. Przygoda z Manchesterem dobiegła końca.

Obieżyświat

- Niestety, są przykłady piłkarzy, jak Giggs czy Ronaldo, którzy, poza ogromnymi umiejętnościami, dysponują odpowiednią mentalnością. Ravel Morrison to smutny przypadek. Miał naturalny talent, jakiego wcześniej nie widziałem, ale ciągle pakował się w kłopoty. Gdy odchodził do West Hamu, czułem się fatalnie, bo mógł być świetnym zawodnikiem - wyznał w rozmowie z Eurosportem Sir Alex Ferguson.
United sprzedało Morrisona za niecały milion funtów, ponieważ była to ostatnia okazja do zarobienia jakichkolwiek pieniędzy na zawodniku, który odmówił prolongaty umowy. Jego początki w stolicy nie należały do udanych, ponieważ w ciągu kilku pierwszych miesięcy rozegrał zaledwie 9 minut. Następnie odesłano go na wypożyczenie do drugoligowego Birmingham.
Musiał nabrać pokory, ponieważ Sam Allardyce wielokrotnie przyznawał, że Anglik obija się na treningach i kompletnie nie trzyma diety. Konieczność występowania na zapleczu Premier League rzeczywiście posłużyła za motywacyjnego kopa, ponieważ po powrocie do West Hamu zaczął grać wprost fenomenalnie.
Początek rozgrywek 2013/14 to chyba najlepszy okres w seniorskiej karierze Morrisona. Boiskowy luz, skłonności do dryblowania, przegląd pola oraz bramki takie, jak ta poniżej, sprawiły, że znów uwierzono w rozbłysk jego kariery.
Niestety, dobra dyspozycja odeszła w niepamięć, gdy Morrison postanowił zwyzywać na Twitterze jednego z użytkowników. Zawodnik użył m.in. tak nieparlamentarnych stwierdzeń, jak “Ty pe**le, możesz mi poss**, przyjadę do Manchesteru i się spotkamy”.
Homofobiczny charakter wpisu przykuł uwagę federacji FA, która ukarała Morrisona zawieszeniem na kilka spotkań. “Big Sam” nie zamierzał tolerować dalszych ekscesów, toteż Ravel błąkał się po wypożyczeniach w Cardiff czy QPR. W 2015 r. odszedł do Lazio na zasadzie wolnego transferu. Przygody w Rzymie również nie da się uznać za owocną.
- Decyzja o przejściu (do Lazio) była najgorszą w moim życiu. Nie dostawałem szans nawet w meczach pucharowych. Trener wolał stawiać na 37-letnich emerytów. Gdy moja mama była chora, klub nie pozwolił mi polecieć do Anglii, mimo że i tak nie wpuszczali mnie na boisko. Nie mogłem nic zrobić. Chciałem tylko stamtąd uciec - wyznał pomocnik.
Ostatecznie, udało mu się uciec do ligi meksykańskiej. Związał się z Atlasem Guadalajara. Tam chwilowo odzyskał formę i przypomniał światu o swoim istnieniu. Co by nie mówić, Anglik w piłkę potrafił grać i to na stosunkowo dobrym poziomie.

Na uboczu

Kolejne epizody w szwedzkim Oestersund czy Middlesbrough niestety nie zakończyły się sukcesem. Umiejętność brylowania na boisku nie idzie w parze z konsekwencją. W każdym klubie Morrison potrafi zdobyć jedną, dwie piękne bramki, aby następnie popaść w gnuśność i samozatracenie.
- Będę szczery, otrzymałem zbyt wiele szans od United i sir Alexa. Żaden inny zawodnik nie mógł liczyć na taką dawkę wyrozumiałości. Nie szukam wymówek, wiem, że cała wina leży po mojej stronie. Powinienem skupić się na grze, a nie imprezach i graniu na konsoli. Żałuję, ale ludzie tego nie zapomną - przyznał jeszcze za czasów gry dla Lazio.
Lata mijają, a Ravel Morrison pozostaje… Ravelem Morrisonem. Dużym dzieckiem w świecie, gdzie pojedyncze dobre występy nie wystarczą, aby zyskać reputację. Niekończąca się seria wybryków sprawiła, że w ciągu ostatnich sześciu lat zwiedził aż dziewięć różnych klubów. W żadnym nie zabawił dłużej niż rok.
Nigdy nie dowiemy się, jak potoczyłaby się kariera Morrisona, gdyby ustąpił Manchesterowi i mimo mniejszych zarobków, został w rodzimym klubie. W “Teatrze Marzeń” wszystko było gotowe na podniesienie kurtyny i przybycie nowego gwiazdora. Ale zamiast pięknej etiudy, doszło do tragifarsy.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również