W Realu Madryt po staremu. Defensywa na wakacjach, transferowe wpadki i błędy Zinedine'a Zidane'a

Defensywa na wakacjach, transferowe wpadki i błędy trenera. Permanentny kryzys Realu Madryt
Christian Bertrand / Shutterstock.com
Ostatnie miesiące w wykonaniu „Królewskich” z całą pewnością nie będą wspominane z rozrzewnieniem i radością przez sympatyków stołecznej ekipy. Drużyna z Madrytu od pewnego czasu nie potrafi znaleźć odpowiedniego rytmu - znakomite mecze są przeplatane kompromitującymi wpadkami, a słabsza forma wielu zawodników idzie w parze z niezrozumiałymi decyzjami Zinedine’a Zidane’a. Dodatkowo wraz z zamknięciem okna transferowego szanse Realu na jakikolwiek większy sukces w nadchodzącym sezonie spadły z niewielkich na poziom bliski zera.
Zdaję sobie sprawę, że mówimy o jednym z najbardziej utytułowanych klubów na świecie, którego szkoleniowcem jest człowiek mogący pochwalić się m.in. zdobyciem trzech Pucharów Europy z rzędu, aczkolwiek kwiecista przeszłość nie zmieni jałowej teraźniejszości.
Dalsza część tekstu pod wideo
Początek sezonu w wykonaniu podopiecznych „Zizou” zdecydowanie nie napawa optymizmem, a słaba dyspozycja jest tylko przedłużeniem kompromitującej końcówki poprzedniego sezonu. Patrząc na wyniki Realu Madryt od momentu powrotu Zidane’a można poważnie zastanowić się czy zwolnienie Solariego było trafną decyzją.

Regularna nieregularność

Może brzmieć to nieco zaskakująco, jednak patrząc na suche liczby szybko dostrzeżemy, że poprzednik Zidane’a notował naprawdę bardzo przyzwoite wyniki. Porażka z Ajaksem rzuca cień na kadencję argentyńskiego trenera, jednak nie może całkowicie przysłonić rezultatów, które Solari osiągał w La Liga.
Pod wodzą byłego pomocnika „Albicelestes” madrytczycy osiągali średnią punktów umożliwiającą zażartą walkę z Barceloną o tytuł mistrzowski, podczas gdy Lopetegui i przede wszystkim Zidane nawet nie zbliżyli się do takiego poziomu.
Problemem ekipy Zidane’a jest przede wszystkim fatalna postawa w spotkaniach wyjazdowych. Po pierwszej kolejce tego sezonu, gdy Real pokonał Celtę 4:1 w starciu na Estadio Balaidos mogło się wydawać, że Francuz znalazł remedium na problemy podopiecznych w meczach poza domem, jednak już w starciu na Estadio de la Ceramica „Królewscy” znów stracili punkty.
Remis uzyskany w meczu przeciwko drużynie Villarrealu sprawił, że Real traci już 4 punkty do lidera zza miedzy – Atletico. Za nami dopiero 3 kolejki, zatem z jednej strony wszystko może się jeszcze zdarzyć, ale z drugiej nie ma żadnych pozytywnych przesłanek, które świadczyłyby o progresie poczynionym przez ekipę „Zizou”. Stagnacja, która rozpoczęła się jeszcze w ubiegłym sezonie zdaje się trwać bez końca.

Zbyt mało bomb transferowych

Niknące nadzieje na nagłą poprawę wyników są wypadkową braku odważnych ruchów transferowych w ostatnich tygodniach okienka. Jeszcze przed początkiem lipca Real zakontraktował Militao, Jovica, Hazarda, Rodrygo i Mendy’ego i na tym właściwie poprzestano.
Ocena działań Pereza i spółki podczas letniego mercato nie jest łatwa. Wydano ponad 300 milionów na wzmocnienia, ale w drużynie „Zizou” nietrudno znaleźć mankamenty. Czkawką może się odbić choćby brak transferów środkowych pomocników. Z klubu pozbyto się Ceballosa i Llorente, na których Zidane nie stawiał, przez co do dyspozycji Francuza pozostają tylko Casemiro, Kroos, Modrić i Fede Valverde.
Kołderka w środkowej formacji jest aż nazbyt krótka, a opcji, którymi można było zasilić linię pomocy nie brakowało. W mediach przewijało się multum nazwisk, które stanowiłyby realne wzmocnienia środka pola oraz ofensywy, ale wszystko zakończyło się na spekulacjach. Realowi nie udało się wyciągnąć nawet Eriksena, którego kontrakt wygasa za 12 miesięcy.

Święte krowy ulubieńcami Zidane’a

Kolejnym powodem do niepokoju jest podejście „Zizou” do nowych graczy oraz młodych zawodników. Ściągniętego za ponad 40 milionów Rodrygo odesłano do rezerw, Jović czy Mendy grają sporadycznie, Militao wcale. Zidane usilnie stawia na dokładnie tych samych zawodników, co podczas swojej poprzedniej kadencji.
Problem w tym, że upływ czasu drastycznie wpłynął na formę niektórych zawodników, czego „Zizou” zdaje się nie dostrzegać. O ile Benzema czy Ramos nadal grają na bardzo wysokim poziomie, tak już np. Marcelo i Isco zanotowali spory regres.
Spadek dyspozycji obu tych zawodników dostrzegał choćby Santiago Solari, który często korzystał z usług o wiele młodszych Reguillona i Viniciusa. W trakcie kadencji Argentyńczyka Isco rozegrał tylko nieco ponad 400 minut w 31 spotkaniach, ponieważ po prostu nie zasługiwał na więcej.
Z kolei Zidane zdaje się kompletnie nie zwracać uwagi na zawodników, którzy świetlaną przyszłość i szczyt formy mają dopiero przed, a nie za sobą. I tak oto Reguillon został odesłany na wypożyczenie do Sevilli (gol i asysta w pierwszych dwóch kolejkach), a Vinicius coraz częściej ogląda poczynania swoich kolegów z wysokości ławki rezerwowych.
Nastolatek, który w ubiegłym sezonie był jednym z liderów ofensywy Realu spadł w hierarchii za m.in. Isco, który za punkt honoru postawił sobie, nie zdobycie np. 15 asyst w sezonie, ale pobicie rekordu świata w liczbie straconych piłek.

Linia obrony? A na co to? A komu to potrzebne?

W pomocy brakuje zawodników, ofensywa Realu cierpi przez fatalną formę Isco czy Lucasa Vazqueza, którzy są ulubieńcami Zidane’a, a w linii defensywy wcale nie jest lepiej. Podczas 14 meczów rozegranych przez madrytczyków po powrocie Francuza tylko w jednym z nich udało się zachować czyste konto. 1 mecz na 14 rozegranych. Taki bilans nie byłby powodem do chwały nawet dla, z całym szacunkiem, Osasuny czy Deportivo Alaves, a mówimy o Realu Madryt.
W przeciętności linii obrony „Los Blancos” Zidane również maczał palce. Poza oddaniem Reguillona, usilnym stawianiem na Marcelo i brakiem zaufania do Militao wiele zastrzeżeń może budzić także transakcja związana z przenosinami Keylora Navasa do PSG.
Bez żalu oddano Kostarykanina, który przecież brał czynny udział w seryjnym zdobywaniu Pucharów Europy w latach 2016-2018. Zinedine Zidane chciał dać jasny sygnał, iż Thibaut Courtois będzie numerem 1 w bramce „Królewskich”. Pytanie brzmi czy Belg na to zasłużył?
Wszak ostatnie słabe tygodnie w wykonaniu byłego bramkarza Chelsea nie są żadną anomalią, ale po prostu stałą formą, którą Belg prezentuje od momentu przejścia do Realu. W trakcie 38 spotkań rozegranych dla „Los Blancos” Courtois puścił aż 52 bramki, co daje średnią 1,37 straconego gola na mecz.

Stracona szansa na rewolucję

Statystyki wielu zawodników podstawowego składu Realu Madryt są druzgocące i mimo upływu kolejnych tygodni nie widać żadnych syndromów poprawy. „Królewscy” nadal tracą bramki w praktycznie każdym meczu, mają problem ze skutecznością i tworzeniem bramkowych okazji. W spotkaniach z Villarrealem i Realem Valladolid „Los Blancos” mieli tylko o 0,2 wyższy współczynnik xG (expected goals). To jasno pokazuje, że problemy z kreacją gry idą w parze z mankamentami w defensywie.
Najgorsze jest jednak to, iż Zidane, mimo stąpania po równi pochyłej, nie próbuje robić żadnych diametralnych zmian. Po fatalnym sezonie 2018/19 miało dojść do rewolucji, a w Madrycie nie doszło nawet do ewolucji. Oglądamy odgrzewany kotlet z czasów poprzedniej kadencji „Zizou”.
Szkopuł w tym, że pewni zawodnicy, którzy kilka lat temu przeżywali szczyt swojej formy, obecnie nie przypominają siebie z poprzednich sezonów. Dla Zidane’a czas może stanął w miejscu, ale na takich graczach, jak Marcelo, Isco czy Vazquez upływ lat odcisnął swoje piętno.
Zakończone już okienko transferowe było idealną okazją do przeprowadzania gruntownych zmian w kadrze. W praktyce sprzedano niepotrzebnych graczy, jak Kovacic czy De Tomas, wypożyczono młodych zawodników z potencjałem pokroju Odegaarda, Ceballosa i Reguillona, ale w pierwszym składzie nadal oglądamy te same twarze, co jeszcze 3-4 lata temu.
A wszyscy dobrze wiemy, ze w futbolu, stojąc w miejscu tak naprawdę się cofamy. Real cofnął się na tyle, że ogląda plecy Atletico, mając 4-punktową stratę po upływie zaledwie trzech kolejek. Wszystko jeszcze może się odmienić w ligowej tabeli, ale kluczem do tego będzie całkowita zmiana sposobu kierowania drużyną przez Zidane’a, czyli koniec z grą za zasługi i nazwisko.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również