Zastąpić niezastąpionego. Kto wejdzie w buty Leo Messiego podczas El Clasico?

Zastąpić niezastąpionego. Kto wejdzie w buty Leo Messiego podczas El Clasico?
kivnl / Shutterstock.com
Mimo, że starcie Barcelona - Real rozpocznie się dopiero w niedzielne popołudnie, wszyscy już dzisiaj wiemy, że będzie to mecz absolutnie niezwykły. Po raz pierwszy od ponad dekady, w starciu największych rywali zabraknie zarówno Messiego, jak i Ronaldo – dwóch geniuszy, którzy przez lata tworzyli własną futbolową epokę i napędzali rywalizację między największymi klubami.
O trudach związanych z koniecznością zastąpienia gwiazdy tego formatu przekonał już się Real Madryt. „Królewscy” pod wodzą Julena Lopeteguiego zanotowali fatalny start sezonu naznaczony klęską w derbowym pojedynku w ramach Superpucharu Europy oraz serią ponad ośmiu boiskowych godzin bez strzelonej bramki.
Dalsza część tekstu pod wideo
Problemy „Los Blancos” są dosyć poważne, zatem do niedawna to Barcelonę stawiano w roli faworyta do zwycięstwa w meczu na szczycie. Mogło się wydawać, że aktualni mistrzowie Hiszpanii z pewnością wykorzystają fatalną formę defensorów Realu oraz indolencję strzelecką ich napastników. Wszelkie przewidywania uległy jednak zmianie podczas ligowego starcia Barcelony z Sevillą.

„Messidependencia”, ale czy na pewno?

Jeden bolesny upadek kapitana w stosunkowo niegroźnej strefie boiska sprawił, że do niedzielnego El Clasico Barcelona została zmuszona podejść w równie niekomfortowych okolicznościach co Real Madryt.
Nagła potrzeba zastąpienia Leo Messiego stała się głównym tematem rozważań dotyczących niedzielnego spotkania, ponieważ ostateczna decyzja podjęta przez Ernesto Valverde w końcowym rozrachunku może okazać się kluczowa dla wyniku.
Wszyscy obserwatorzy poczynań klubu z Katalonii przecież dobrze wiedzą, że „La Pulga” od kilkunastu lat jest decydującym graczem, który najczęściej rozpoczyna i kończy większość akcji drużyny z Camp Nou.
O wielkości Messiego można by rozprawiać długimi godzinami, a i tak żadne słowa nie zdołałyby podsumować w pełni jego boiskowych poczynań, toteż oczywistym jest, iż zastąpienie takiego geniusza w stosunku 1 do 1 jest po prostu niemożliwe.
Wpływ 31-latka na wyniki „Blaugrany” jest ogromny, ale wbrew pozorom, drużyna ze stolicy Katalonii udowadniała już niejednokrotnie, że potrafi sobie poradzić bez swojego lidera. Statystyki „Blaugrany” w meczach Ligi Mistrzów, czyli tych najcięższych gatunkowo, bez najlepszego strzelca w historii pokazują, że na Camp Nou istnieje życie bez „Atomowej Pchły”.
Gdy Messi wybiega na boisku, w praktycznie 99% meczów jest on postacią kluczową dla losów spotkania, ale jego brak nie oznacza wcale, że Barcelona staje się bezpłciową drużyną, która nie potrafi stworzyć zagrożenia.
Wystarczy spojrzeć na próbę generalną przed El Clasico w postaci pojedynku z Interem Mediolan, w którym Barcelona właściwie nie dopuściła do głosu rywali z Półwyspu Apenińskiego, udowadniając że utrata lidera nie musi oznaczać utraty jakości.
W spotkaniu z podopiecznymi Spalettiego Barcelona zagrała prawdopodobnie swój najlepszy mecz w obecnym sezonie, nieomal kompletnie dominując klasowego rywala. Wygrana w spokojnych okolicznościach napawa optymizmem, ale wciąż nie przynosi odpowiedzi na kluczowe pytanie, czyli kto zastąpi Leo Messiego w El Clasico?
Kandydatów jest wielu, pozycja tylko jedna, a czasu na zastanawianie coraz mniej. Ernesto Valverde w ciągu kilkudziesięciu najbliższych godzin będzie musiał zdecydować czy postawić na klona Leo, nieoszlifowany diament, czy tajną, dotąd nieużywaną broń.

Brazylijski mini-Messi

Na ten moment, spośród wszystkich rezerwowych najbliżej pierwszego składu o dziwo znajduje się Rafinha, dla którego ten sezon jest istną sinusoidą. Brazylijczyk był liderem drugiego garnituru Barcelony podczas meczów przedsezonowych rozgrywanych w USA, następnie zaliczył 45 bezbarwnych minut w Superpucharze Hiszpanii z Sevillą i potem kompletnie zniknął z radaru Valverde.
Nawet w feralnym starciu z ekipą z Andaluzji, gdy „Txingurri” musiał znaleźć substytut dla Messiego, młodszy z braci Alcantara nie pojawił się na boisku nawet przez minutę. Brak zaufania ze strony trenera w tak nieciekawych okolicznościach nie napawał optymizmem, ale wszystko, niczym w kalejdoskopie, zmieniło się w ciągu kilku ostatnich dni.
Mecz z Interem miał być ostatnim testem przed meczem z Realem, zatem z ogromną niecierpliwością oczekiwano na dobór personaliów Ernesto Valverde, szczególnie oczywiście pozycję dotychczas zajmowaną przez Leo Messiego.
Dosyć nieoczekiwanie, po raz pierwszy od 15 września w pierwszym składzie znalazł się właśnie Rafinha, który najprościej rzecz ujmując, w pełni wykorzystał swoją szansę.
Bramka tylko podsumowała znakomity występ Rafinhy, który doskonale wcielił się w rolę Messiego – fałszywego skrzydłowego. Wychowanek Barcelony współpracował z Roberto i Rakiticem na prawej flance, ale niejednokrotnie decydował się również na indywidualne zrywy w centralnych strefach boiska, które zaowocowały chociażby wspomnianym już golem na 1:0.
Styl gry Alcantary w pełni umożliwia mu pełnienie na boisku roli Messiego, chociaż naturalnie trzeba zaznaczyć, że przepaść dzieląca obu panów jest ogromna.
Bramka z Interem nie sprawia nagle, że kibice zapominają o Leo, ani nie czyni z Rafinhy zawodnika ze ścisłego topu, ale charakterystyka gry 25-latka sprawia, że Barcelona może niezwykle łagodnie odczuć absencję „Atomowej Pchły”.
Brazylijczyk porusza się w tych samych sektorach co Messi, naturalnie szuka dryblingów, ścięć w kierunku środka boiska, prostopadłych podań przez linie, a na dodatek łączy go boiskowa nić porozumienia z Luisem Suarezem, która może okazać się kluczowa przy rozmontowywaniu defensywy „Królewskich”.

Ogrom talentu, ogrom zamętu

Na przeciwległym biegunie aktualnie znajduje się Ousmane Dembele, który z tygodnia na tydzień traci na uznaniu w oczach kibiców oraz przede wszystkim Ernesto Valverde. Francuz zaczął ten sezon naprawdę okazale, dając nadzieję, że wysoka kwota zapłacona za jego usługi działaczom BVB w końcu zostanie odpłacona jakością prezentowaną na boisku.
Warto docenić 5 bramek Ousmane’a, które zapewniały drużynie m.in. triumf w Superpucharze Hiszpanii oraz cenne oczka w spotkaniach z Huescą czy Realem Sociedad, ale problem w tym, że w pewnym momencie zniknęła skuteczność, która nieco ukrywała mankamenty 21-latka.
Trudno krytykować zawodnika, gdy ten regularnie trafia do siatki, ale magazynek Dembele w końcu się wyczerpał, zupełnie jak cierpliwość Valverde, który po raz kolejny uczynił z Francuza rezerwowego.
Bohater jednego z najdroższych transferów w historii zaczynał mecze z trudniejszymi rywalami jak Valencia, Tottenham czy właśnie Sevilla na ławce, co daje jasno do zrozumienia, że ten młody zawodnik nie jest jeszcze w pełni gotowy na rywalizację z najlepszymi.
Obserwując jego niektóre zachowania w meczu z tą ostatnią ekipą nie można dziwić się takiemu postępowaniu Valverde. „Txingurri” w konfrontacjach z topowymi rywalami bardzo słusznie woli nie podejmować niepotrzebnego ryzyka, wystawiając Dembele, który momentami chyba zapomina, że gra na największych stadionach świata, a nie przydomowych podwórkach.
Karygodna postawa Francuza po wejściu na boisko w ubiegłej kolejce ligowej zaowocowała spędzeniem całych 90 minut na ławce w środowym meczu z Interem. Na tę chwilę praktycznie nie ma argumentów, które przemawiałyby za Ousmanem w kontekście gry w pierwszym składzie w El Clasico.
W spotkaniach tego typu wystawienie zawodnika, któremu niejednokrotnie wyłączają się procesy myślowe podczas podejmowania dryblingów, jest po prostu samobójstwem.

As w rękawie

Trzecim kandydatem do zastąpienia Leo Messiego na prawym skrzydle jest Malcom, który w obecnym sezonie, delikatnie mówiąc, nie miał jeszcze okazji do podbicia Camp Nou.
Silna i szeroka kadra sprawia, że Valverde co mecz musi odsyłać na trybuny pięciu zawodników (gdy wszyscy są zdrowi) i w linii ofensywnej najczęściej pomijanym zawodnikiem przy powołaniach pozostaje właśnie Malcom.
Postawienie na Brazylijczyka z całą pewnością zaskoczyłoby defensorów „Królewskich”. Były gwiazdor Bordeaux mógłby wnieść do ofensywy Barcelony powiew świeżości, niekonwencjonalność w dobrym tego słowa znaczeniu.
21-latek dysponuje znakomitym przyspieszeniem oraz dryblingiem, ale w przeciwieństwie do Dembele nie wdaje się on tak często w tak wiele niepotrzebnych pojedynków. W ubiegłym sezonie ligowym skuteczność dryblingów Brazylijczyka wyniosła zawrotne 67%.
Również strzały z dystansu, które Malcom ma opanowane do perfekcji mogłyby przynieść pożądane (w tak wyrównanym meczu jak El Clasico) skutki.
Wychowanek Corinthians posiada wiele cech przydatnych dobremu skrzydłowemu, ale dziwnym trafem wciąż nie zdołał on zaskarbić sobie zaufania Ernesto Valverde. Dotychczasowe 25 minut gry po dwóch miesiącach spędzonych w Barcelonie nie stawiają Malcoma w roli faworyta do wypełnienia luki po Messim, ale chociażby występ Rafinhy z Interem również wydawał się mało prawdopodobny.
Nie można wykluczyć, że 47-letni szkoleniowiec podejmie ryzyko i zdecyduje się zaufać umiejętnościom Malcoma, desygnując go do starć przeciwko aż nazbyt niepewnej defensywie Realu.

Sprawdzone metody

Ostatnia opcja zastąpienia Leo Messiego wiąże się z modyfikacją ustawienia i przejściem na stosowaną już w ubiegłym sezonie formację 4-4-2, w której wysunięci pomocnicy pozostawialiby boczne sektory skrajnie ofensywnym defensorom.
Ernesto Valverde zdecydował się na zastosowanie takiego manewru podczas końcowych minut starcia z Interem. Być może było to spowodowane chęcią przetestowania zawodników rzadko podnoszących się z ławki jak Munir i Vidal, ale nie można wykluczyć opcji zakładającej, że końcówka meczu z „Nerazzurrimi” była tak naprawdę preludium do niedzielnego hitu.
Warto zauważyć, że dwie wysokie wygrane (4:0 oraz 3:0) Barcelony nad odwiecznym rywalem w ostatnich latach zostały osiągnięte, gdy „Duma Katalonii” była ustawiona właśnie w systemie 4-4-2, gdzie kluczową rolę w ofensywie odgrywał Sergi Roberto.
Rywalizacja na prawej obronie „Blaugrany” z każdym kolejnym spotkaniem nabiera rumieńców, ale w obliczu posiadania dwóch tak klasowych piłkarzy, Valverde może zdecydować się na desygnowanie obu w pierwszej jedenastce.
Sergi Roberto, który nie musiałby przesadnie martwić się obowiązkami defensywnymi mógłby w niedzielę dopisać kolejną linijkę do swojej barwnej historii udziałów w europejskim szlagierze.

Pojedynek rannych

Uraz łokcia Messiego na pewno skomplikował przygotowania Barcelony do niedzielnego starcia, ale jak widać opcji do zastąpienia 5-krotnego zdobywcy Złotej Piłki nie brakuje.

Kadra Barcelony obfituje w utalentowanych zawodników, którzy niejednokrotnie muszą tygodniami czekać na otrzymanie jakiejkolwiek boiskowej szansy z powodu ogromnej konkurencji.
Pozostaje kwestia założeń, które Valverde uzna za priorytetowe. Najrozsądniejszym rozwiązaniem byłoby wystawienie Rafinhy, dzięki czemu formacja oraz system poruszania się zawodników i korelacji między nimi nie uległyby jakimkolwiek zaburzeniom.
Nie można jednak zapominać, że występ odpowiedzialnego za krycie barcelońskiej prawej flanki Marcelo stoi pod ogromnym znakiem zapytania, zatem wciąż istnieje możliwość, że szkoleniowiec „Dumy Katalonii” zdecyduje się na desygnowanie do pierwszej jedenastki któregoś z 21-letnich showmanów, który będzie nieustannie torturował Nacho lub Reguilóna dryblingami.
Sytuacja w tabeli również może wywrzeć wpływ na ostateczną selekcję Valverde. Przed tą kolejką Real traci do liderującej Barcelony aż 4 punkty, więc nietrudno zauważyć, że nawet remis byłby z perspektywy klubu z Katalonii dosyć dobrym wynikiem.
Nieco bardziej defensywne ustawienie 4-4-2 z Sergim Roberto w roli motoru napędowego również nie będzie mogło być uznane za gigantyczną niespodziankę.
Aczkolwiek do starcia pozostały niecałe 3 dni i nie jestem do końca przekonany czy kilka minut w rozstrzygniętym już spotkaniu z Interem mogą przekonać Valverde do tak odważnych ruchów jak modyfikacja formacji oraz zrzucenie odpowiedzialności za rozgrywanie na Roberto.
Na chwilę obecną najprostszym ruchem z perspektywy Valverde jest powtórzenie zestawienia, które odniosło sukces w spotkaniu z mediolańczykami. Rafinha dowiódł ze zasługuje na regularną grę, a drużyna udowodniła, że może odnosić sukcesy z prawoskrzydłowym, który niekoniecznie musi nazywać się Messi.
Mateusz Jankowski
 

Przeczytaj również