Ze skrajności w skrajność? Zmiana nastrojów wokół selekcjonera. Michał Probierz stracił swój "atut"

Ze skrajności w skrajność? Zmiana nastrojów wokół selekcjonera. Michał Probierz stracił swój "atut"
Marcin Bulanda/Pressfocus
Opadły emocje po wyborze selekcjonera. Zmieniły się też nastroje w stosunku do Michała Probierza. Zaczyna przeważać coraz bardziej pozytywna narracja, która jednak oparta jest na “chciejstwie”. I wcale nie musi ułatwić pracy nowemu trenerowi reprezentacji Polski.
Michał Probierz dla większości kibiców nie był wymarzonym wyborem na następcę Fernando Santosa. Początkowy pesymizm coraz częściej zastępuje jednak wiara, że może w tej decyzji jest więcej sensu niż pierwotnie na to wskazywało. I oby tak właśnie było. Mimo wszystko, jak na razie w dyskusji przeważa spora życzeniowość, szukanie plusów z przypadku i docenianie rzeczy, które powinny być normalnością. Mniej jest natomiast, co oczywiste na tym etapie, realnej oceny pracy nowego selekcjonera. Przed Probierzem cała seria mniejszych i większych testów. Warto zatem pamiętać, że cokolwiek nie przyniosą najbliższe dni i tygodnie, to z jakimikolwiek wyrokami należałoby wstrzymać się przez jakiś czas. I to zarówno jeśli chodzi o hurraoptymizm, jak i ewentualne mieszanie trenera z błotem.
Dalsza część tekstu pod wideo

Mylące wrażenia

Niezbyt często opinii publicznej - w szerokim ujęciu, bo rzecz jasna głosy zawsze rozkładają się na dwie strony - udaje się celnie ocenić trafność wyboru kolejnych selekcjonerów. Wciąż gorącym tego przykładem jest Santos, który swoim wystąpieniem na powitalnej konferencji prasowej wywarł jak najbardziej pozytywne wrażenie. Rzeczowy, stawiający trafne diagnozy, nie lejący przesadnie wody. Do tego człowiek z bardzo poważnym CV. Wydawało się, że to kandydat idealny. Dziś już wiemy, że Santos to przykład tego, jak z kadrą narodową nie powinno się pracować. Przynajmniej w polskich realiach.
Mylono się zresztą w wielu innych przypadkach. Franciszek Smuda został “namaszczony przez naród” i położył na całej linii EURO 2012. Przy wyborze Adama Nawałki kręcono nosem, a dziś za tamtą drużyną tęskni większość fanów reprezentacji Polski. Paulo Sousa? Miał być trenerem na lata, który odmieni styl gry. Czesław Michniewicz? Jego największą siłą miało być to, że w kontaktach z mediami czuje się jak ryba w wodzie. Portugalczyk czmychnął z Polski przy pierwszej okazji, Michniewicz - który, co by nie mówić, osiągnął wynik historyczny - na koniec obraził się na dziennikarzy.
“Atutem” Probierza, przynajmniej w momencie wyboru, było niskie poparcie dla jego kandydatury. Brzmi dziwnie, ale to naprawdę spory plus w kontekście pracy z reprezentacją Polski w jej obecnym położeniu. Po pierwsze, mało kto wierzył w powodzenie tej misji, zatem ewentualne rozczarowanie można było wkalkulować w całą pracę selekcjonera. Po drugie, każdy mały sukces powinien być dostrzeżony. Z tym, że “sukcesy” niektórzy zaczynają widzieć już teraz. I robią to na wyrost. Zapewne z dwóch powodów, które są jak najbardziej zrozumiałe, ale i piekielnie naiwne.

Przodownik pracy

Jednego na pewno nie można nowemu selekcjonerowi odmówić. Od samego początku wziął się do pracy, jeździ na mecze, obserwuje piłkarzy mających dać coś reprezentacji. I nie robi tego na alibi. Zamiast jechać do Roberta Lewandowskiego, Probierz wolał wybrać się np. obejrzeć na żywo Jakuba Piotrowskiego, pomocnika Łudogorca. Trenera można było zobaczyć także na meczach Ekstraklasy, czy oglądającego starcia polskich drużyn w europejskich pucharach. Nie próżnują również jego współpracownicy, którzy rozjechali się po Europie. To działania jak najbardziej potrzebne, a kalendarze członków sztabu zostały szczelnie wypełnione kolejnymi delegacjami. Tyle tylko, że to powinna być po prostu normalność, która po lenistwie poprzednika nagle urosła do bardzo wysokiej rangi.
Nie chodzi o to, aby teraz czepiać się kogoś na siłę. Jednak nadmierne gloryfikowanie “pracy u podstaw” wygląda jedynie na pompowanie balonika, z którego w ostatnim czasie powietrze mocno zeszło. Czy same wyjazdy na obserwacje cokolwiek zmienią? Niekoniecznie. Z nich trzeba bowiem wyciągnąć jeszcze wnioski, przekuć w dobre powołania i koniec końców udowodnić swoją wartość na boisku. Co do tego nadal można mieć wątpliwości. Nie zmieniło się to w żaden sposób od momentu ogłoszenia nazwiska Probierza przez Cezarego Kuleszę. I zostanie w jakimkolwiek stopniu zweryfikowane dopiero po październikowych meczach. Choć i w tej kwestii, co warto drugi raz podkreślić, będzie to ocena jedynie wyrywkowa, bez kontekstu długofalowej pracy.
W tym miejscu warto też przypomnieć, że wobec trenera Probierza nikt nigdy nie stawiał zarzutów akurat dotyczących jego pracowitości. Krytyka zawsze odnosiła się do innych rzeczy. Dlatego docenianie akurat tego aspektu to tylko swego rodzaju ocieplanie wizerunku, który - być może niesłusznie - nadal nie jest asem w rękawie nowego selekcjonera reprezentacji Polski w oczach przeciętnego kibica.

Trudna miłość

Oczywiście kwestia ocieplania wizerunku to nie dzieło samego Michała Probierza, który nawet będąc dość powściągliwym podczas pierwszej konferencji w nowej roli, nie odpuścił sobie drobnych szpilek w kierunku dziennikarzy. Nie jest to też działanie ze strony PZPN-u, będącego raczej instytucją kulejącą w zakresie budowania pozytywnego PR-u w ostatnich miesiącach. Kto zatem stara się, aby nowy selekcjoner urósł w oczach opinii publicznej? Ano, sama opinia publiczna. Bo reprezentacja Polski może wkurzać, irytować i doprowadzać do szewskiej pasji, ale koniec końców zawsze będzie najważniejszą drużyną w tym kraju. I kibic kocha ją na tyle, że czasem gotów jest zmusić się do lubienia ludzi z nią związanych.
Mówiąc pół żartem, pół serio - jesteśmy w stanie przypisać w rubryce “zasługi selekcjonera Probierza” nawet pożegnanie z kadrą Grzegorza Krychowiaka. Byle tylko dać temu wyborowi jakąkolwiek legitymizację, nie spalić człowieka przed pierwszym meczem.
Co będzie dalej? To już kwestia zgoła odmienna, bowiem kibic potrafi oddać wiele by drużynie pomóc, ale również bez krzty litości rozlicza za niepowodzenia. I na to Probierz musi być przygotowany, a jak pokazała jego trenerska przeszłość, często krytyka wyprowadzała go z równowagi. I tu można mieć pewne obawy co do tego, jak będzie wyglądał krajobraz reprezentacji Polski po meczach z Mołdawią i Wyspami Owczymi. Bo jeśli potencjalnej krytyki selekcjoner nie przyjmie z pokorą, to drugiego szukania plusów “na zachętę” raczej nie będzie.
Samo punktowanie ewentualnych niedociągnięć po najbliższych meczach wydaje się nieuniknione. No bo czym zadowolić fanów w starciach z takimi rywalami? Każdy ma nieco inne oczekiwania i nawet przy zdobyciu kompletu punktów pojawią się pytania o styl, wizję i całą listę “stałych” zagadnień unoszących się wokół reprezentacji. Często niezwiązanych nawet z samą piłką, ale koniec końców uderzających w sam zespół, w tym selekcjonera.

Odpowiedzialność

Powołania, październikowe zgrupowanie, postawa w każdym z dwóch meczów eliminacyjnych, otoczka wokół drużyny. Michał Probierz w najbliższym czasie będzie miał wystawioną cenzurkę za praktycznie każdą swoją (a nawet nie tylko) decyzję. Chociaż okoliczności w jakich wchodzi do reprezentacji Polski są pewną poduszką bezpieczeństwa, to o usprawiedliwianiu się nie będzie mowy. Zagramy z drużynami przeciętnymi, będącymi na peryferiach poważnego futbolu. Mamy piłkarzy w co najmniej solidnych europejskich klubach, a selekcjoner nie może narzekać na warunki pracy. W końcu jeśli ktoś od dawna darzy go pełnym zaufaniem i sympatią, to jego obecny przełożony. Tu nie ma pola do wymówek.
Przy wystawianiu noty, cząstkowej czy też w dłuższej perspektywie, warto jednak pamiętać o jeszcze jednej rzeczy - Michał Probierz to tylko i aż selekcjoner reprezentacji Polski. Musi wybrać ludzi, nakreślić im plan i posłać do boju. Niczego za samych piłkarzy jednak nie wygra. Po kadencji Adama Nawałki reprezentację obejmowało już czterech trenerów, teraz witamy piątego. Statystyki optymistyczne nie są, bowiem każdy z nich prowadził drużynę w coraz mniejszej liczbie spotkań: Brzęczek - 24, Sousa - 15, Michniewicz - 13 i Santos - 6. Jeśli czegoś tej drużynie brakuje, to na pewno stabilizacji. Odpowiedzialność za jej wprowadzenie spoczywa jednak na barkach nie tylko samego selekcjonera, ale także - a może przede wszystkim - piłkarzy.
Z wielu względów Probierz-selekcjoner to wybór kryzysowy, kontrowersyjny i budzący uzasadnione obawy. Jednak bez względu na okoliczności trzeba za niego trzymać kciuki i liczyć, że - tak jak w przypadku Adama Nawałki - początkowe wątpliwości okażą się bezzasadne, a Michał Probierz zostanie w reprezentacji na lata. W końcu sam trener w przeszłości nauczał, że w pięć minut ziarenko w doniczce nie wyrośnie. I tak jak wówczas apelował o cierpliwość, tak i teraz warto o niej przypomnieć. Doskonale jednak wiadomo, że taką mogą kupić jedynie dobre występy i wyniki.

Przeczytaj również