Życiowa forma Messiego w reprezentacji. Tam znów jest najlepszy. Nieprawdopodobne liczby gwiazdy PSG

Życiowa forma Messiego w reprezentacji. Tam znów jest najlepszy. Nieprawdopodobne liczby gwiazdy PSG
A.RICARDO / Shutterstock.com
Leo Messi nieco ponad rok temu zanotował największy sukces w reprezentacyjnej karierze. Po upragnionym triumfie na turnieju Copa America Argentyńczyk pod żadnym pozorem nie osiadł jednak na laurach. Wprost przeciwnie. Teraz prezentuje życiową formę w narodowych barwach.
Zakończona już przerwa reprezentacyjna była idealnym pokazem siły całej reprezentacji Argentyny, a przede wszystkim jej lidera. Przeciwko Hondurasowi i Jamajce Leo Messi strzelił łącznie cztery gole. W pierwszym spotkaniu popisał się spektakularnym lobem zza pola karnego, w drugim wszedł z ławki i pokazał, że pod względem uderzeń z rzutów wolnych nie musi ustępować takim specom, jak w przeszłości Andrea Pirlo czy Juninho.
Dalsza część tekstu pod wideo
Oczywiście, klasa rywali drużyny prowadzonej przez Lionela Mess Scaloniego nie była najwyższa. Trudno jednak deprecjonować siłę Argentyny, która od ponad trzech lat nie przegrała meczu, mierząc się po drodze z rywalami o większej sile rażenia niż choćby wspomniana Jamajka. Mistrzowie Ameryki znajdują się w kapitalnej formie i mogą marzyć o dowolnym sukcesie. A to w dużej mierze za sprawą magicznej “dziesiątki”, która jeszcze nigdy dotąd nie grała na tak nieosiągalnym poziomie.

Menhir z serca

Reprezentacyjne przygody Messiego pełne były zakrętów, wybojów i kraks. Wszyscy pamiętamy niemal coroczne porażki w finałach, zszargane nerwy “La Pulgi”, porzucanie kadry i powroty do niej. Napastnik przez lata dźwigał na barkach oczekiwania 45 milionów Argentyńczyków, którzy nie akceptowali wyniku innego niż pierwsze miejsce. Kariera Messiego nie mogła być w pełni udana, dopóki nie spełnił największego marzenia w postaci poprowadzenia drużyny narodowej do wielkiego zwycięstwa.
O tym, jak wiele reprezentacja znaczy dla gracza PSG, najlepiej świadczy reakcja jego kolegów po końcowym gwizdku ubiegłorocznego finału Copa America. Niemal każdy piłkarz Scaloniego odniósł wtedy największe zwycięstwo w karierze, ale nikt nie myślał o sobie. Wszyscy podbiegli do Messiego, który przez lata był wytykany palcami za kolejne niepowodzenia . Mówi się, że sukces ma wielu ojców, a to porażka jest sierotą. W szeregach “Albicelestes” każdy wiedział jednak, że ten triumf ma tylko jednego protoplastę.
- Mam teraz spokojny umysł, ponieważ spełniłem marzenie, które było mi odbierane tak wiele razy. Po porażkach z Argentyną spędzałem wakacje w smutku, cierpiałem ja i moja rodzina. Wygrany finał był jak sen, to niesamowity moment, nie mogłem uwierzyć w to, co się wydarzyło. Jeszcze do końca nie rozumiałem, że faktycznie tego dokonaliśmy. Próbowaliśmy wygrać Copa America już wcześniej, ale ludzie nie doceniali tego, co osiągaliśmy. Skupiano się tylko na tym, że nie podnosiliśmy trofeum. Wszystko, co wygrałem ma dla mnie znaczenie, ale ten tytuł jest szczególny - wyznał Messi w wywiadzie dla "ESPN".
Po pokonaniu Brazylii z serca napastnika nie spadł zwykły kamień, ale wręcz menhir. Zwycięstwo na Copa America sprawiło, że jego kariera stała się kompletna, po tym triumfie już niczego nie musiał. Messi nie zamierzał jednak spocząć po historycznym sukcesie. Zwalczenie dławiącej presji oczekiwań rodaków pozwoliło kapitanowi Argentyny na uwolnienie najlepszej wersji siebie.

Najlepszy w historii

Messi po wygraniu Copa America wskoczył w kadrze na jeszcze wyższy poziom niż dotychczas, chociaż wydawało się to niemożliwe. Od finału z Brazylią 35-latek rozegrał 13 spotkań w reprezentacji, notując w nich 17 bramek i trzy asysty. Rywale Argentyny właściwie muszą liczyć się z tym, że każdy mecz zaczynają z jedno- albo i dwubramkową stratą, bo pewnym jest, że Messi w pojedynkę tyle osiągnie.
- Myślę, że jesteśmy w stanie pokonać każdą drużynę - przyznał niedawno Leo.
Passa 35 spotkań bez porażki pokazuje siłę ekipy Lionela Scaloniego. Trzeba bez wątpienia docenić szczelną defensywę “Albicelestes”, waleczność pomocników, skuteczność Lautaro Martineza, ale to wszystko i tak sprowadza się do geniuszu jednego zawodnika. Od 1 stycznia Leo Messi strzelił już dziesięć bramek w kadrze i niebezpiecznie zbliża się do osobistego rekordu 12 trafień dla Argentyny w roku kalendarzowym. Można śmiało założyć, że przy dobrych wiatrach przebije ten wyczyn już w fazie grupowej mistrzostw świata. Mówimy o zawodniku, który w tym roku brał udział jako strzelec lub asystent przy 70% bramek zdobytych przez swoją drużynę narodową. W sześciu ostatnich spotkaniach reprezentacyjnych zdobył 12 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej. To tak szalone liczby, że nikt by w nie nie uwierzył, gdyby Messi nie istniał.

Nie tylko strzelec

W ostatnich meczach Messi bryluje skutecznością, ale to nie podbramkowa forma jest jego największym atutem. 35-latek strzela najwięcej, chociaż w przeciwieństwie do początkowych lat kariery operuje bardzo daleko od bramki rywala. Heat-mapy sugerowałyby, że mamy do czynienia z ofensywnym pomocnikiem, który najlepiej czuje się, mogąc dyrygować zespołem przed polem karnym. To wręcz absurdalne, że Messi śrubuje strzeleckie rekordy, skupiając się głównie na rozgrywaniu.
O tym, że gole nie definiują klasy “La Pulgi”, najlepiej świadczy najbardziej udany mecz Argentyny w tym roku. Na początku czerwca mistrzowie Ameryki zdeklasowali mistrzów Europy w tak brutalny sposób, że można było jedynie współczuć bezradnym Włochom. Messi nie zdobył wtedy żadnej z trzech bramek, ale pokazał jeden z najbardziej spektakularnych występów ostatnich lat. Nie musiał strzelać, nie musiał męczyć Gianluigiego Donnarummy, bo wystarczyło, że dostał piłkę i na Wembley działa się magia. Ktoś może wypominać 35-latkowi, że nastrzelał goli Jamajce czy Boliwii, ale potem naprzeciw tego samego piłkarza staje najlepsza drużyna Starego Kontynentu i błaga o najniższy wymiar kary.
- Gra u boku Messiego była kiedyś moim marzeniem, a teraz to rzeczywistość. Mam szczęście, że mogę korzystać z jego podań, to najlepszy piłkarz świata - powiedział w styczniu Lautaro Martinez cytowany przez “TyC Sports”.

Lider

Messi pozostaje boiskowym liderem, ale wreszcie dojrzał również do jeszcze trudniejszej roli kapitana. W minionych latach Argentyna imponowała nazwiskami, jednak nigdy nie przypominała zgranego kolektywu. Messi grał swoje, Gonzalo Higuain swoje, a jeszcze inni piłkarze byli jedynie tłem dla kolejnych porażek. A teraz ekipa “Albicelestes” nie wygląda nawet jak zwykła drużyna z topu, ale zgrana paczka kolegów, którzy wychodzą na murawę i dla zabawy nie przegrywają żadnego meczu od trzech lat. Przy czym bardzo ważne pozostaje zachowanie ścisłej hierarchii w argentyńskim batalionie. Messi otoczył się zawodnikami, którzy są gotowi skoczyć za nim w przepaść i jeszcze po drodze zrobić podwójnego toeloopa.
- Dla nas Messi jest numerem jeden, liderem. Gra z nim to przywilej, coś, czym codziennie możemy się cieszyć. Naprawdę trudno jest znaleźć kolejne określenia na grę Leo, możliwość oglądania go i bycia w jednej drużynie to coś szalonego. Jako piłkarz starasz się czegoś od niego nauczyć, ale to trudne przez to, jakim jest geniuszem. Wszyscy koledzy z drużyny chcą mu teraz pomóc, dać szansę na wygranie mundialu w Katarze. On nas o nic nie prosił, ale wiemy, jakie ma ambicje - przyznał Alejandro Gomez w wywiadzie dla "Ole".
- Kiedy Leo Messi zostaje twoim kapitanem, możesz iść na wojnę, jeśli tylko cię o to poprosi. Ważne jest to, że każdy z nas wie, co ma robić, nikt nie próbuje skradać nagłówków. Jedynym nietykalnym jest Leo - podkreślał Rodrigo de Paul w rozmowie z portalem "FIFA.com".
- Messi to najlepszy kolega z drużyny, jakiego miałem, jako piłkarz, jako lider i jako człowiek. Myślę, że zainspirował mnie do tego, abym był jeszcze lepszym bramkarzem. Przed finałem Copa America wygłosił przemówienie w szatni, powiedział, że to może być jego ostatni taki finał, więc da z siebie wszystko. Wszyscy milczeli, piłkarze, trener, gdyby był tam prezydent Argentyny, też słuchałby tylko Leo - wtórował Emiliano Martinez na antenie "Amazon Prime Video".

Jak powstrzymać niepowstrzymanego?

Pech chciał, że reprezentacja Polski już w fazie grupowej mistrzostw świata zmierzy się z drużyną, która od połowy 2019 roku nie zaznała smaku porażki, a jej lider notuje życiowe osiągnięcia. Naturalnie, można prześmiewczo twierdzić, że mamy Jacka Góralskiego, więc Leo Messi nam nie straszny. Problem w tym, że w szeregach Argentyny znajduje się kilku zawodników równie walecznych, co “Góral”, którzy przy okazji potrafią grać w piłkę na topowym poziomie. Stworzenie planu anty-Messi na tę chwilę wydaje się niemożliwe. Nie da się powstrzymać zawodnika, który zostawiony samopas strzeli kilka goli, a podwojony lub potrojony skupi się na kreowaniu gry kolegom z drużyny. To nie oznacza oczywiście, że “Biało-czerwoni” mają na starcie wywiesić białą flagę, jednak warto zdać sobie sprawę z tego, z jaką siłą przyjdzie nam się mierzyć w Katarze.
Messi ma już 35 lat. W klubie nie idzie mu tak dobrze, jak za czasów szczytowej formy na Camp Nou. Gdy nadchodzi przerwa reprezentacyjna, znów mamy jednak szansę obserwować starego, dobrego wirtuoza, który wygrywa mecze niemal w pojedynkę.
Nim się gracze połapali, Pchła Szachrajka wyszła z sali

I z wygraną swą do domu, pojechała po kryjomu.

Pomyślała: “Po tej próbie, nie pokażę się już w klubie”.
Kto wie, czy słowa Jana Brzechwy nie opiszą przygód “Atomowej Pchły” na katarskim mundialu.

Przeczytaj również