Brylujący Najman, Brzęczek jako "nowy Górski", Grabara i Kosecki, kompromitacja Filipiaka. 2020 pełen absurdów

Brylujący Najman, Brzęczek jako "nowy Górski", Grabara i Kosecki, kompromitacja Filipiaka. 2020 pełen absurdów
screen youtube
Uff, dobrze, że za kilka dni koniec 2020. Rok, który przyniósł nam Polaka z nagrodą najlepszego piłkarza na świecie, był także rokiem pięściarza-celebryty, głupich wypowiedzi i upadku mniej lub bardziej cenionych wcześniej postaci. Oto absurdy polskiego sportu w minionych dwunastu miesiącach.
Mimo pandemii, kibice nie mogli narzekać na brak emocji. Sporo się działo na stadionach, halach, ringach, oktagonach czy skoczniach. Ale na meczach i walkach sport się nie kończy. Dużo dzieje się na konferencjach prasowych, w portalach społecznościowych, w telewizyjnych wywiadach i prasowych publikacjach. Czasem śmiejemy się do rozpuku, czasem nie dowierzamy własnym oczom i uszom, innym razem zakrywamy twarz z poczuciem żenady. I o tych ostatnich przypadkach tutaj mowa. Oto sześć sytuacji z 2020 roku, które trudno będzie wymazać z pamięci. Absurdy polskiego sportu w pełnej krasie.
Dalsza część tekstu pod wideo

Najman wszędzie

Na początku ustalmy sobie jedno. To był rok Marcina Najmana. Biorąc tylko pod uwagę cytowalność, oglądalność i ogólne zainteresowanie. Miał wyraźnie sprecyzowany cel: aby wymieniano jego nazwisko często, gęsto, niezależnie od kontekstu, byle bez przekręceń. No i udało się.
Zaczęło się od konfliktu głównie wyrażanego poprzez wpisy na Twitterze, z założycielem “Weszło.com” i jednym z prezesów “Kanału Sportowego”, Krzysztofem Stanowskim. Potem poszło z górki. Odcinek Hejt Parku z ich udziałem zyskał rekordową widownię. Dzięki pyskówce, wylewaniu wody jednego na drugiego, wyzwiskom i wzajemnej niechęci. Śmiało można powiedzieć, że odcinek położył podwaliny pod dalsze funkcjonowanie kanału i rozwój formuły programu. Taka to rozrywka.
Najman to jednak pięściarz/fighter/ktoś_tam_walczący_w ringu, toteż rzucał wyzwanie coraz to ciekawszym osobistościom życia celebrycko-sportowego. W listopadzie padło na Kasjusza “Don Kasjo” Życińskiego, 28-latka występującego w “Warsaw Shore” i “Top Model”. Dżentelmeni mieli skrzyżować rękawice w pojedynku bokserskim podczas gali Fame MMA w Łodzi, ale Najmanowi podczas walki uaktywniły się objawy RLS, zespołu niespokojnych nóg. Dwa kopnięcia, dyskwalifikacja, obelgi, głupie i głupsze oświadczenia i koniec teatrzyku. Koniec? Możemy być spokojni. On powróci w 2021.

Artur kontra “Ajtuj”

Jeśli jesteśmy już przy wojownikach wagi ciężkiej, to nie sposób nie wspomnieć o świetnie zapowiadającym się kiedyś Królu Arturze. Szpilka miał być niegdyś następcą Andrzeja Gołoty, a został… no cóż. Potężne ciosy od Deontaya Wildera, Adama Kownackiego i Derecka Chisory musiały zostawić jakieś ślady. W ostatnich dwunastu miesiącach zaobserwowaliśmy wyraźnie niepokojące symptomy.
Zmaterializowało się to podczas lipcowej gali Tymex Boxing Night 12 w Pionkach. Główną “atrakcją” imprezy nie były bynajmniej walki, a incydent z udziałem Artura Szpilki, który opluł internautę znanego pod pseudonimem “Ajtuj Szminka”. Kim jest ten drugi? To komentator boksu, insider i, najwyraźniej, krytyk umiejętności pięściarza. O co poszło? Podobno jeden obrażał drugiego w sieci. Problem w tym, że “Szminka” z Twittera, obecny na gali, nie ma nic wspólnego ze “Szminką” z Facebooka, którego wpisy tak rozeźliły sportowca. Ot, “pomyłeczka”. Ślina poleciała, Artur później przeprosił, niesmak jednak pozostał.

Cracovia pany? Na pewno nie dżentelmeni

W tej sytuacji profesor Janusz Filipiak nie splunął, za to rzucił mięsem. Grudniowa krakowska “Święta Wojna” jak zwykle przyniosła wiele emocji, ale najmniej tych na boisku. Działo się natomiast na trybunach, gdzie zbyt poważnie do rywalizacji sportowej podszedł sam prezes Cracovii. “Stefański, ty ch***. Co ty odpier***?!” - to tylko część pozdrowień prosto z loży VIP do sędziującego spotkanie.
Refleksja przyszła dopiero po dwóch dniach, chociaż i tak przeprosiny Filipiaka były tymi z gatunku wymuszonych i nieszczerych. Poza tym dotyczyły opinii publicznej, a nie szkalowanego arbitra. Zanim prezes przedstawił swoje zdanie przed kamerami, z oficjalnego konta Cracovii popłynęło niemniej absurdalne oświadczenie. W nim przeczytaliśmy m.in., że “żona sędziego według wpisów w Internecie jest kibicką Wisły”...
“Pasy” w tym roku raczej nie powiększyły bazy fanów w Polsce.

Literatura (nie)poważna

Rok 2020 nie przyniósł rewolucji na rynku wydawniczym książek. Choć zobaczyliśmy próbę ofensywy nowego, nieznanego dotąd gatunku: biografii sportowej utrzymanej w klimacie fantasy.
W dziele Małgorzaty Domagalik pt. “W grze” nie było wprawdzie czarodziejów, smoków i hobbitów, ale znaleźliśmy w niej Jerzego Brzęczka w roli “drugiego Kazimierza Górskiego”. Fabuła rzuca na kolana. Otóż legendarny selekcjoner otoczony przez grupę ujadających trolli staje do walki o świetlaną przyszłość polskiej reprezentacji. Bohater ma nawet supermoce: wnosi swoje rzeczy SAM do hotelu, świetnie tańczy, no i najważniejsze, kocha własną matkę.
Autorka, z całkiem niezłą jak dotąd renomą, broniła “W grze” jak lwica, ale książka nie zyskała przychylności wśród czytelników. Aby trochę pocieszyć panią Domagalik, dodajmy, że nie tylko jej dzieło okazało się niewypałem w tym roku. Również większość niepochlebnych recenzji otrzymała autobiografia Tomasza Hajty, a swoje razy dostał Roman Kołtoń za 700-stronicową hagiografię o “Zibim” Bońku. W tym segmencie liczymy na dużą poprawę.

Czesław (cienko) śpiewa

Czesław Michniewicz i jego Legia kończy rok na pozycji lidera, jednak tych dwunastu miesięcy trener nie może uznać za pasmo samych sukcesów. “Polski Mourinho” potrafił narobić pasztetu. Gdy otrzymał angaż w warszawskiej drużynie, przez kilka tygodni dzielił pracę dla klubu i młodzieżowej reprezentacji Polski do lat 21, która biła się o przepustkę na Mistrzostwa Europy. Przyszedł 9 października, dzień, w którym... grały obie jego ekipy.
Trener mógł być tylko w jednym miejscu, udał się więc do Serbii na kluczowe spotkanie w kontekście awansu, ale do kraju wrócił z kadrą na tarczy. Bolesna i przykra porażka 0:1. 5 godzin później rozgrywał się mecz o Superpuchar Polski, a Legię w zastępstwie prowadził asystent Marek Saganowski. Skład natomiast dużo wcześniej ułożył również Michniewicz. I co? I znów porażka. W karnych z Cracovią. W ciągu jednego dnia, przedpołudnia i wieczoru, szkoleniowiec otrzymał dwa lania. Można chyba sobie lepiej wyobrazić początek w nowej pracy, prawda?

Grabara show

Jeśli jesteśmy już przy młodzieżówce, to nie sposób nie wspomnieć o Kamilu Grabarze i jego dwóch obliczach. Pierwsze to internetowe. W sieci, na Twitterze nie gryzie się w język i stawia czoła hejterom. Widać, że przy klawiaturze czuje się pewnie. Drugie to niestety fatalny zjazd formy na boisku.
Dostawał piłki za kołnierz, nabijał napastnika rywali, dzięki czemu oni zdobywali bramkę, rzadko kiedy stawał na wysokości zadania w duńskim klubie Aarhus, do którego jest wypożyczony. Słowem: dramat. Od jednego z tamtejszych kibiców otrzymał nawet mało chwalebny pseudonim: dyrektor cyrku. Bywało tak, że co miesiąc po Internecie krążył nowy film z wpadką Kamila w lidze duńskiej. Hejterzy zacierali ręce z uciechy, ale nam Kamila zwyczajnie szkoda. Oby najgorsze było już za nim. Zresztą końcówkę roku miał już lepszą. Oby tak dalej.
***
Wszystkie pozostałe nasze podsumowania roku 2020 znajdziecie TUTAJ. Od Roberta Lewandowskiego po Josepa Marię Bartomeu. Kontrast? Sprawdźcie sami :)
***

Kosa szczerze i głupio

Na trochę innym etapie kariery jest Jakub Kosecki, niegdyś potencjalny kadrowicz na lata, dziś piłkarski obieżyświat. Naprawdę nie byłoby nic złego w tym, że “chałturzy” w klubach o kiepskiej renomie, problem w tym, że czasami odezwie się do mikrofonu. A wtedy ciężko utrzymać powagę.
W kwietniu, gdy na dobre rozszalała się pandemia, kluby myślały o tym jak ulżyć swoim finansom, a jednocześnie za bardzo nie krzywdzić pracowników, czyli piłkarzy. Jednak temat cięć wydawał się wówczas więcej niż oczywisty. Dyskusja skręciła na dość grząski grunt, czyli zarobki zawodników Ekstraklasy. Prezes Jagiellonii zasugerował na przykład, że w polskiej lidze powinien zostać wprowadzony limit na poziomie 40 tys. zł na piłkarza. No i wtedy wszedł Kosecki...
- 40 tysięcy miesięcznie? To skończymy w Intertoto najwyżej… My też myślimy o swojej przyszłości. Jeśli zaproponowaliby mi 40 tysięcy i powiedzieli, że chcą walczyć o Ligę Mistrzów, to odpowiedziałbym, że za tyle tego raczej nie pociągniemy - oświadczył.
Za tyle z łóżka by nie zszedł, co dopiero mówić o grze. Co by nie mówić, chłop potrafił się wycenić. W Nowym Roku życzymy, by ta samoocena nie spadła.

Przeczytaj również