Czy Robert Lewandowski się skończył? A może to polskie media się skończyły...

Czy Robert Lewandowski się skończył? A może to polskie media się skończyły...
daykung/Shutterstock
Uwielbiam tytułowe pytanie. Zadaję je sobie zawsze, gdy mija pół godziny meczu z jego udziałem, a on nadal nie strzelił gola. Zawsze sądziłem, że to mój prywatny wygłup, który nabrał cech komicznych poprzez uporczywe powtarzanie. W pewnym sensie jest to nawet zaklęcie, bo i tak w końcu wbija gola lub dwa.
Pytanie wzięło się z obserwacji popularnych portali internetowych, których działy sportowe żyją z gwiazd piłkarskich, co w polskim przypadku oznacza nieustanne opisywanie przewag i klęsk kapitana reprezentacji polski. Rozumiem wtórność i marność naszych mediów, ale nawet tabloidyzacja ma swoje granice.
Dalsza część tekstu pod wideo
Nieszczęściem dla tych dziarskich opisywaczy piłkarskiego świata jest przede wszystkim to, że Robert nie jest postacią kontrowersyjną. Wódki nie pije, nie szlaja się po nocnych klubach czy kasynach. Nie słychać nawet, żeby skarbówkę naciągał. Ma jedną żonę, której nie bije, ani ona nie bije jego! Nie ma nawet tatuaży. Raz sobie rozjaśnił czuprynę, ale co to w sumie za skandal, zwłaszcza kiedy zrobił to dla potrzeb sponsora?
Gole, statystyczne rekordy są ok, ale ile można prześladować niechętnych matematyce czytelników liczbami? Analizować grę piłkarzy trzeba umieć, a pod własnymi przemyśleniami wypada się podpisać. Kto zresztą ma czas na jakieś analizy, skoro łatwiej zainteresować czytelnika zgoła innymi sprawami.

Sprzedawanie Roberta

Odkąd stał się najlepszym strzelcem Dortmundu, Lewandowski jest sprzedawany nieustannie. Wakacje, święta, wolne od handlu niedziele… Codziennie nasz Robert na wystawie, niczym ferrari w salonie fiata. Kto kupi? Kogo stać? Z każdym rokiem mniej takich, których stać. Potencjalnych kupców liczy się na palcach jednej ręki. Teraz ostał się jeno Real.
I zaraz radość, bo można zacząć dywagować czy Robert do Realu pasuje? Czy aby nie jest za słaby? Za stary? Stu mędrców o tym, że owszem, albo wprost przeciwnie. A naszym mediom w to graj! Dziennikarstwo polegające na śledzeniu kont twitterowych gwiazd, bo tekst krótki, dający się jakoś tam przetłumaczyć. Mój Boże!
Rozumiem spekulacje transferowe, ale w dziedzinie handlu Robertem nastąpił prawdziwy przesyt. Zgoda, mamy jedną niekwestionowaną gwiazdę, ale po co przy każdej możliwej okazji kwestionować jej klasę, to ja nie wiem.
Gdyby faktycznie Real wyłożył za Lewandowskiego stosowną kwotę będziemy mieli jeden, może dwa dni spokoju. Potem ktoś ogłosi, że przydałby się na Wyspach, ponieważ Premier League bez Roberta jest do „chrzanu” i przedstawienie zacznie się na nowo. Poza tym jeśli w debiucie nie strzeli ze 3 goli, pojawi się standardowe pytanie czy aby właśnie się nie skończył?

Światło odbite

Z całym szacunkiem, ale wypada zapytać: Jeśli Ronaldo zagra słabszy mecz i wyśmieje go nasz „Super Express”, tekst jest cytowany w Portugalii? Czy komuś przyjdzie tam w ogóle do głowy, żeby szukać opinii o swojej gwieździe w tabloidzie egzotycznego kraju?
Rozumiem, że Robert jest wielkim, budzącym zainteresowanie piłkarzem i teksty o nim powstają non stop na całym świecie. My zaś cytujemy i cytujemy, jak nie anonimowych dziennikarzy czy ekspertów, to byłych piłkarzy, którzy przez żurnalistów nieodmiennie nazywani są legendami. Jemu akurat to ględzenie nie zaszkodzi.
Inaczej w przypadku Kamila Grosickiego, który był i jest nieustannie atakowany przez Petera Swana z lokalnej gazety, co ewidentnie popsuło mu opinię wśród polskich kibiców, gdyż wszystko co złego o nim napisano, było pieczołowicie powtarzane i komentowane u nas. Można było odnieść wrażenie, że „Grosik” najpierw spuścił Hull do drugiej ligi, a w tym sezonie próbował nawet do trzeciej.
Problem nie w tym, że cenimy zdanie obcych, często wydumanych autorytetów, ale w tym, że najwyraźniej nie mamy swoich. Z lupą trzeba szukać własnych, polskich analiz, choć od dziennikarzy sportowych aż się roi. Nie mamy też własnych piłkarskich legend, których głos wart byłby cytowania. Głównie dlatego, że poza Bońkiem nie mają aktywnych kont na Twitterze. Aha!  

Tekst o mediach, nie o Robercie

Oczywiście nasz najlepszy napastnik jest tylko pretekstem. Nie chodzi też o to, że nie akceptuję zagranicznej krytyki, bo identyczne zarzuty mam do serwowanych nam pochwał. Jeśli setny raz czytam, że niemieckie media są zachwycone Lewandowskim, muszę w końcu zapytać: A co mnie to do licha obchodzi?!
To wprost nieprawdopodobne, że na każdym kroku nasze media muszą podkreślać własną małość, infantylizm i chęć podporządkowania się zdaniu wyższego autorytetu. Tak jest niestety nie tylko w sporcie. Inna postawa niż okazywanie radości z tego, że bogaty wujek raczył nas pogłaskać po główkach jest traktowana jako dziwactwo i polonocentryzm.
Ze zdziwieniem obserwuję młodych, znających języki oraz współczesną piłkę dziennikarzy, którzy nie mają kompletnie nic oryginalnego do powiedzenia o futbolu. Wydaje się, co gorsza, że w klepaniu komunałów tkwi w Polsce klucz do medialnej kariery.
Zabawne jest też, że podobnie chyba uważają byli piłkarze, reprezentanci Polski przecież, którzy wspomagając komentatorów w czasie transmisji telewizyjnych po prostu nudzą. W tym przypadku zawodowców i amatorów łączy też autentyczny zachwyt nad samymi sobą i jawny brak szacunku dla języka polskiego.

Nie tworzymy własnej narracji

Myśl, że ktoś stworzy ją za nas jest myśleniem magicznym. Zacznę od tego, że polski futbol nie ma w ogóle swojej historii. Obserwuję na Twitterze kapitalny serwis zdjęciowy OldFootball11. Od czasu do czasu pojawiają się tam Polacy. Poniżej fantastyczne wprost zdjęcie, które można oglądać w aktualnym kontekście.
Tyle tylko, że to wyjątek potwierdzający regułę. Oglądałem kiedyś brytyjski dokument o MŚ w 1974, w którym nasz udział skwitowano w 10 sekund. A nigdy lepszej gry nie pokazaliśmy. Ale nie mam pretensji do Anglików. Sami uciekamy w historyczny niebyt i potem wielce się dziwimy, że dla przeciętnego kibica jesteśmy czymś w rodzaju Bułgarii, która też miała lata świetności i swoje futbolowe gwiazdy.
Mniejsza z historią, ale i dzisiaj nie mamy nic do powiedzenia. Inaczej rzecz ujmując, nikt nas nie pyta o zdanie, ponieważ nie ma sensu pytać kogoś, kto niewolniczo powiela zdanie innych. Jeśli tak dalej będzie, to doczekamy się debaty w polskich mediach, po tym jak Hans, prosty taksówkarz z Bremy, na pytanie naszego dziennikarza autorytatywnie stwierdzi, że Robert Lewandowski się skończył.
Jacek Jarecki

Przeczytaj również