Eder Militao, Rodrygo i Luka Jović to za mało. Real Madryt potrzebuje gwiazd, aby wrócić na szczyt

Militao, Rodrygo i Jović to za mało. Perez musi sięgnąć głębiej do kieszeni i sprowadzić topowe gwiazdy
Fabio Diena/Shutterstock
Jeszcze nie zdążył opaść kurz po finiszu sezonu, jeszcze na dobre nie rozpoczęło się okienko transferowe, a Real Madryt już zaczyna prawdziwe polowanie na rynku. Na razie w szeregi „Królewskich” sprowadzono kilku perspektywicznych zawodników na przyszłość, ale to dopiero początek. Jeśli „Los Blancos” poważnie myślą o ponownej dominacji Hiszpanii i całej Europy, muszą wydać jeszcze kilkaset milionów na nazwiska z najwyższej półki.
Teoretycznie okienko dla klubów La Liga otworzy się dopiero 1 lipca, ale w stolicy Hiszpanii nikt nie pozwolił sobie na choćby chwilę zwłoki. Mamy dopiero początek czerwca, lecz Florentino Perez zdążył już wydać na nowych zawodników prawie 150 mln euro.
Dalsza część tekstu pod wideo
Tak odważne i prędkie ruchy na rynku transferowym są oczywiście spowodowane fatalnym sezonem „Królewskich”. Real przegrał z lokalnym rywalem – Atletico mecz o Superpuchar Europy, w lidze znowu musiał uznać dominację Barcelony, a w Europie miejsce w szeregu madrytczykom pokazał Ajax. Zidane potrzebuje zatem wielu wzmocnień przed startem nowego sezonu, ale dotychczasowe transfery są na razie tylko zalążkiem rewolucji.

Serbski Benzema, kolejny brazylijski talent i kosztowny zmiennik

Kwoty wydane na Jovica, Rodrygo i Militao są okazałe, ale trudno oczekiwać, aby to właśnie oni byli symbolami odrodzenia Realu Madryt. Na papierze największy potencjał na szybkie zostanie gwiazdą ekipy ma serbski napastnik ściągnięty z Eintrachtu. Jović ma wszelkie predyspozycje, aby wnieść do ofensywy „Królewskich” prawdziwy powiew świeżości.
Atak Realu wymagał gruntownej przebudowy już po odejściu największego goleadora – Cristiano Ronaldo, ale wówczas Florentino Perez nie zdecydował się na rozbicie banku. Decyzja ta okazała się być fatalną w skutkach dla drużyny, która w samej lidze zdobyła zaledwie 63 bramki na przestrzeni całego sezonu. Tylko 6 trafień mniej zanotował choćby sam duet Messi-Suarez.
Najlepszym strzelcem Realu w rozgrywkach ligi hiszpańskiej został Karim Benzema. Dorobek 21 goli prezentuje się solidnie, ale zdecydowanie nie można nazwać sezonu francuskiego napastnika idealnym. 31-latek uaktywniał się tylko z drużynami z najniższych półek.
Luka Jović teoretycznie ma być remedium na ofensywne bolączki Realu Madryt. Serb ma za sobą świetny sezon zwieńczony aż 27 bramkami we wszystkich rozgrywkach. Problem jednak w tym, że były zawodnik Benfiki w wielu aspektach do złudzenia przypomina Benzemę. I poza możliwością gry w roli fałszywej dziewiątki, zmysłem do gry kombinacyjnej mamy na myśli również nierówną formę Jovica w zależności od klasy rywala.
Transfer 21-latka za 60 mln euro to niezwykle mądre posunięcie Realu, ale zdecydowanie nie można oczekiwać, że Jović od razu stanie się bezapelacyjnym liderem linii ataku „Królewskich”.
To samo tyczy się zresztą drugiego ofensywnego wzmocnienia „Los Blancos”, czyli Rodrygo. Klub z Santiago Bernabeu zapłacił już za 18-latka niebagatelną kwotę 45 mln euro, a sam Brazylijczyk dołączy do stołecznej drużyny 1 lipca.
Wychowanek Santosu posiada ogromny talent, ale tu znów mówimy raczej o inwestycji na przyszłość, a nie poważnej opcji na teraz. Rodrygo wyróżnia się w lidze brazylijskiej, ale trzeba jasno przyznać, że sukcesem Brazylijczyka będzie w ogóle wywalczenie miejsca w kadrze Realu na przyszły sezon. Konkurencja w postaci m.in. Asensio, Vazqueza czy podobnego stylem gry Viniciusa z pewnością nie ułatwi 18-latkowi wywalczenia minut w pierwszym zespole.
Ostatnim z już potwierdzonych transferów Realu jest transakcja związana z pozyskaniem Edera Militao. Dotychczasowy stoper Porto ma na karku dopiero 21 lat, aczkolwiek już nieraz udowadniał swoją ogromną jakość, zatem nikogo nie może dziwić kwota 50 mln euro zapłacona za jego usługi.
Militao zdążył już potwierdzić swoją wartość, ale pytanie brzmi czy akurat Real Madryt jest ekipą, która powinna wydawać 50 mln na stopera? Jeszcze kilka dni temu transakcja ta wydawała się sensowna, gdy przyszłość Sergio Ramosa wisiała na włosku, tylko że kapitan „Królewskich” najwidoczniej nie zamierza opuszczać stolicy Hiszpanii.
Wygląda na to, że ściągnięto za kilkadziesiąt milionów stopera, który będzie musiał rywalizować o miejsce w składzie z Ramosem, Varanem oraz Nacho lub Vallejo. Brzmi to nieco nieodpowiedzialnie i aż trudno nie dostrzec podobieństw między ostatnimi okienkami transferowymi, gdy Real na potęgę ściągał perspektywicznych zawodników, dla których nie było w kadrze miejsca.
Sprawdź, kto jeszcze może zmienić klub w letnim okienku transferowym:

Młodość nie znaczy jakość

Wystarczy przypomnieć sobie sytuację sprzed dwóch lat, gdy „Królewscy” zgarnęli z rynku niemal wszystkie młode kąski. Średnia wieku ówczesnych letnich nabytków Realu Madryt nie przekraczała 21 lat. Można było odnieść wrażenie, że Florentino Perez zapewnił swojemu klubowi filary na długie lata.
Sielanka skończyła się w momencie zamknięcia okna transferowego. Już start kampanii 2017/18 pokazał, że całkowita dominacja hiszpańskiego rynku młodych talentów wyglądała dobrze tylko na papierze. Żaden ze „złotych chłopców” nie odniósł na Santiago Bernabeu oczekiwanego sukcesu.
Na powtórne pasmo pomyłek transferowych nie trzeba było długo czekać. W trakcie zakończonego już sezonu Real po raz kolejny niepotrzebnie połasił się na młodych graczy, którzy okazali się nieprzydatni. Pośpiech w celu zakontraktowania potencjalnych przyszłych gwiazd znów okazał się zgubny dla Florentino Pereza.
19-letni Brahim nie był jedynym zawodnikiem, którego na Bernabeu ściągnięto troszeczkę za wcześnie. Do Realu trafił przecież jeszcze młody Łunin, którego od razu odesłano na wypożyczenie do Leganes i Odriozola, będący przez cały sezon tylko zmiennikiem Carvajala.
Spośród nowych nabytków Realu na największy „plus” zasługuje przede wszystkim Vinicius. Pozyskanie 18-latka to prawdziwy majstersztyk „Królewskich”, ale Brazylijczyk mimo ogromnego talentu nie jest jeszcze gotowy na bycie liderem madrytczyków. Skrzydłowy rozegrał udany pierwszy sezon na hiszpańskich boiskach, ale dorobek jednej bramki i dwóch asyst uzyskany w La Liga pozostawia nieco do życzenia. Przed Viniciusem wielka przyszłość, ale Real potrzebuje transferów na już, na teraz, właściwie na wczoraj.

Czas na „Galacticos”

Na tę chwilę można uznać okienko Realu za udane, ale Rodrygo, Militao i Jović powinni być dopiero przedsmakiem nadchodzących transferów przez duże „T”. Wszak poprzednie lata pokazały, że nadmierna wiara w niedoświadczonych graczy może okazać się niezwykle zgubna.
Zinedine Zidane potrzebuje prawdziwych pewniaków gotowych do regularnej gry na najwyższym poziomie. Właśnie dlatego 150 mln dotychczas wydane na wzmocnienia stanowią tylko preludium kolejnych transakcji.
Christian Eriksen to zawodnik, który z miejsca odmieniłby grę Realu w środku pola. Modrić czy Kroos osiągnęli w futbolu wszystko, przez wiele lat utrzymywali się w ścisłym topie, ale ubiegłe miesiące w ich wykonaniu pokazały, że linia pomocy „Królewskich” wymaga nowego katalizatora.
Duńczyk nie będzie jedynym zawodnikiem, na którego Real rozbije bank. Kosztownej renowacji wymaga także wspominana już formacja ataku, w której w rolę lidera już niedługo prawdopodobnie wcieli się Eden Hazard.
Przenosiny Belga i Duńczyka z Londynu do stolicy Hiszpanii jeszcze nie zostały oficjalnie ogłoszone, ale Real nie może pozwolić sobie na odpuszczenie któregokolwiek z nich. Obaj panowie są jednymi z najlepszych zawodników na swoich pozycjach, a ich poczynania w ostatnich sezonach tylko potwierdzają gotowość do dumnego reprezentowania barw „Los Blancos”.

Powrót wielkich wzmocnień kluczem do powrotu wielkiego Realu

Ogromne wydatki, które czekają „Królewskich” są naturalnie efektem fatalnej gry w ostatnich kilku miesiącach. Brak trofeów na krajowym podwórku oraz konieczność ustąpienia z europejskiego tronu z pewnością wywarły ogromny wpływ na zmianę postrzegania rynku transferowego przez działaczy stołecznej ekipy.
Tak utytułowany klub, jak Real Madryt nie może sobie pozwolić na kolejny równie słaby sezon. Aby przeciwdziałać postępującemu marazmowi, Zinedine Zidane musi otrzymać nowe asy, które zwiększą jakość jego „talii kart”. Hazard czy Eriksen powinni z miejsca stać się twarzami rewolucji kadrowej przeprowadzonej na Santiago Bernabeu.
Transfery tych dwóch graczy są konieczne, mimo że Real swoje w tym oknie transferowym już zdążył wydać. Rodrygo, Militao i Jović to dobrzy gracze, przed którymi być może świetlana przyszłość, ale Florentino Perez nie może znów uwierzyć w błyskawiczny progres nowych młodych nabytków. W ostatnich dwóch latach do Realu trafiali niemal sami zawodnicy poniżej 21 roku życia, a teraz większość z nich znajduje się na liście ludzi niepożądanych na Santiago Bernabeu.
Prezes Realu, nauczony dwoma poprzednimi latami, z całą pewnością wyciągnął odpowiednie wnioski i w najbliższych tygodniach zrobi dosłownie wszystko, aby do klubu trafili nowi „Galacticos”.
Nie może powtórzyć się sytuacja z ostatnich okienek, gdy troska o przyszłość drużyny całkowicie przesłoniła Perezowi aktualne bolączki trapiące kadrę Realu. Zamiast wydawać setki milionów na topowych zawodników, posiłkowano się utalentowanymi juniorami z Hiszpanii i Brazylii, którzy do gry na najwyższym poziomie dorosną dopiero za kilka lat.
W Madrycie musi wreszcie dojść do podjęcia działań, które zaowocują zwiększeniem walorów „Królewskich” w okresie krótkoterminowym. Kwestia spokojnej przyszłości leży w rękach Jovica, Viniciusa, Rodrygo, Militao czy Odriozoli. Nadeszła pora na zadbanie o teraźniejszość. Czas na rozbicie banku, które będzie pierwszym etapem w misji pt. renesans zwycięskiego Realu Madryt.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również