"Nawet on strzelił!". Snajper wyśmiewany przez kibiców, doceniany przez największych piłkarzy

"Nawet on strzelił!". Snajper wyśmiewany przez kibiców, doceniany przez największych piłkarzy
katatonia82/shutterstock.com
Sześćdziesiąt dwa mecze i siedem bramek. Z takim dorobkiem w roli reprezentacyjnego napastnika ciężko stać się ulubieńcem kibiców. Trudno się nawet dziwić, kiedy powstają na twój temat prześmiewcze piosenki. Tym bardziej, kiedy zdarzy ci się jeszcze do tego nie trafić z bliska na pustą bramkę. Z jakiegoś powodu aż dwa kluby pobijały jednak swój transferowy rekord, żeby ściągnąć do siebie Emile’a Heskeya. A zdobywcy “Złotej Piłki” z nikim nigdy nie grało się tak dobrze jak właśnie z rosłym Anglikiem.
“Dudek na Heskeya, ten na Owena…” - naśmiewano się na początku trwającego stulecia z taktyki prowadzonego przez Gerarda Houlliera Liverpoolu. Polski bramkarz posyłał długie, górne podanie do czarnoskórego napastnika, który przedłużał piłkę głową do wybiegającego na wolne pole supersnajpera. W tak prymitywny sposób mieli grać “The Reds” kilkanaście lat temu. I nawet jeżeli przedstawiony obraz jest przynajmniej trochę uproszczony, trudno im się dziwić! Niewiele było bowiem na Wyspach tak świetnie współpracujących ze sobą duetów atakujących.
Dalsza część tekstu pod wideo

Owen i Heskey

- Zaczęliśmy grać razem w reprezentacji Anglii do lat 18 - przywoływał ostatnio Heskey w emitowanym w trakcie pandemii programie telewizji Sky Sports pt. “The Football Show”. - Od razu była między nami chemia. Cokolwiek zrobiłem, on to przewidywał. Cokolwiek on zrobił, ja wiedziałem, gdzie potrzebowałem się znaleźć. To działało. Z Michaelem grało mi się tak łatwo.
W odróżnieniu od późniejszych klubowych kolegów, Michaela Owena czy Jamiego Carraghera, Emile Heskey nie uczęszczał jako nastolatek do słynnej, nieistniejącej już “Szkoły Mistrzostwa Sportowego” w Lilleshall. Nie przeszkodziło to jednak wychowankowi Leicester City trafić do kadry młodzieżowej reprezentacji Anglii już w kategorii wiekowej do lat 16. Choć wtedy Heskey przegrywał rywalizację o miejsce w składzie z pochodzącym z Liverpoolu, utalentowanym i dobrze grającym tyłem do bramki napastnikiem. Znanym jeszcze wówczas jako James Carragher (któremu zdarzyło się zresztą strzelić w tamtym okresie gola w meczu z Włochami niejakiemu Gianluigiemu Buffonowi)!
- Po trwającym miesiąc zgrupowaniu nadal nie wiedziałem, jaki ma głos! - wspominał dzisiejszy ekspert Sky Sports młodego Heskeya.
- Dokładnie taki byłem! - odpowiedział koledze były napastnik. - Wyrażałem siebie na boisku!
Heskey musiał poczekać na pojawienie się w młodzieżowej reprezentacji o rok młodszego Owena. Traf chciał, że w jednym z pierwszych meczów, które obaj napastnicy rozegrali u swojego boku, naprzeciwko nich stanęła reprezentacja Francji. Jej selekcjonerem był wówczas Gerard Houllier.. Kilka lat później to właśnie ten trener postanowił przeznaczyć rekordowe w ówczesnej historii Liverpoolu FC 11 milionów funtów na transfer napastnika Leicester. W pierwszym sezonie z Owenem i Heskeyem z przodu “The Reds” triumfowali następnie we wszystkich rozgrywkach pucharowych, w których wzięli udział.

Patent na Kahna

- Kraina marzeń, powiedziałem pół godziny temu - nie dowierzał własnym oczom komentujący spotkanie Andy Gray. - Teraz to już bardziej wyspa fantazji.
Żaden mecz nie jest kojarzony z duetem Heskey - Owen równie mocno jak niezapomniany wieczór z 1 września 2001 roku. Po latach upokorzeń, sięgających od ćwierćfinału mistrzostw świata w 1970 roku, przez półfinały mundialu Italia ‘90 oraz Euro 96, aż po ostatni mecz na starym Wembley, Anglicy wreszcie odpłacili się odwiecznym rywalom. Raz a porządnie. W spotkaniu eliminacji mistrzostw świata na Stadionie Olimpijskim w Monachium pokonali Niemców 5:1, a wszystkie bramki zdobyli dla nich ówcześni zawodnicy Liverpoolu.
- To nie był łatwy mecz - przypominał sobie Heskey. - Oni nie przegrali wtedy u siebie od ponad 60 spotkań. Co więcej, straciliśmy wcześnie gola. Później sami zdobyliśmy jednak bramki w kluczowych momentach: drugiego tuż przed przerwą, co dało nam przewagę mentalną i trzeciego tuż po niej. Wszystko poszło po naszej myśli. To był niesamowity wieczór.
Po tym, jak Steven Gerrard wyprowadził Anglię na prowadzenie w doliczonym czasie gry do pierwszej połowy meczu, Heskey zgrał piłkę głową do Owena, który podwyższył przewagę niedługo po przerwie. Następnie Owen skompletował hat-tricka, a wynik meczu ustalił sam Heskey. Obaj napastnicy mieli zresztą patent na Olivera Kahna. Tydzień wcześniej również strzelili mu po golu w wygranym przez Liverpool spotkaniu o Superpuchar Europy z Bayernem Monachium.

Mrówcza praca

- Zastanawiam się, która piosenka jest najbardziej brutalna: “nawet Heskey strzelił” czy “jeżeli Neville’owie mogą grać w reprezentacji, ja też mogę!” - zażartował Gary Neville we wspomnianym programie Sky Sports.
- Szczerze mówiąc, słyszałem też wersję tej drugiej piosenki ze swoim nazwiskiem! - przyznał Heskey.
Choć wysoki napastnik opuścił Anfield w tym samym czasie co Houllier i Owen, jego kariera na wysokim poziomie nie zakończyła się latem 2004 roku. W kolejnym sezonie Heskey został wybranym najlepszym graczem rozgrywek zarówno przez zawodników, jak i kibiców Birmingham City. Rok później Wigan Athletic zapłaciło za niego rekordowe 5,5 miliona funtów. Do dziś więcej kosztował ten klub jedynie późniejszy zakup Charlesa N’Zogbii (7 mln). Wreszcie w 2009 roku Heskey przeniósł się do walczącej wtedy regularnie o europejskie puchary Aston Villi.
Anglik nigdy nie był jednak napastnikiem szczególnie bramkostrzelnym. Dość napisać, że tylko raz w swojej karierze zakończył sezon z dorobkiem więcej niż 10 ligowych trafień. Było to we wspomnianej “kampanii” 2000/2001, kiedy łącznie we wszystkich rozgrywkach wpisał się na listę strzelców aż 22 razy. Heskey nie był też typem lidera. Dużo lepiej czuł się, mając wokół siebie jeszcze lepszych zawodników. Ci doceniali go za to, że niejednokrotnie wykonywał za nich “mrówczą pracę”, tocząc fizyczne pojedynki z obrońcami rywali. Być może żadna akcja bramkowa nie ukaże tego lepiej niż ta z otwierającego występ reprezentacji Anglii na MŚ w Republice Południowej Afryki meczu ze Stanami Zjednoczonymi. Mając przeciwnika “na plecach”, Heskey zagrał wtedy z pierwszej piłki do wbiegającego w pole karne partnera. W rolę Owena wcielił się tym razem Gerrard.

“Nawet Heskey strzelił”

Im bliżej końca kariery, tym rzadziej Heskey strzelał gole. A jeżeli przytrafiło mu się spudłować w dogodnej okazji, zmarnowane szanse wypominano mu bardziej niż wtedy, gdyby bardziej regularnie pokonywał golkiperów przeciwników. Cztery, pięć, trzy, trzy, jedna - z takim bilansem strzeleckim kończył swoich pięć ostatnich sezonów występów w Premier League. Niewiele lepiej, na przestrzeni dwóch lat gry, szło mu następnie w australijskim Newcastle Jets.
- Nawet Heskey strzelił - śpiewali ci bardziej złośliwi fani, kiedy napastnikowi zdarzało się trafiać do siatki. Jak słabi musieli być Niemcy w 2001 roku, że w niezapomnianym dla każdego kibica reprezentacji Anglii spotkaniu na listę strzelców wpisał się nawet on?
Jak słabi by nie byli, niespełna rok później doszli aż do finału mundialu rozegranego w Korei Południowej i Japonii. Anglicy odpadli wcześniej, na etapie ćwierćfinału. Sam Heskey przypieczętował golem ich efektowną wygraną Danią (3:0) w 1/8 finału. Jako dwukrotny uczestnik finałów mistrzostw Europy (w latach 2000 i 2004) oraz mistrzostw świata (2002, 2010) stał się częścią niespełnionego, “złotego pokolenia” angielskich piłkarzy.
- Pamiętam wyjazd na Euro 2000 - zastanawiał się nad przyczynami niepowodzeń reprezentacji, innymi niż klasa ówczesnych przeciwników, takich jak Francja czy Brazylia. - Było ciężko w takim sensie, że wszystkie stoły w naszej bazie treningowej były oblepione negatywnymi nagłówkami w gazetach. Każdy mógł je zobaczyć. Dla niektórych nie było to motywujące.

Doceniony

- Czułem się doceniany wewnątrz “środowiska piłkarskiego” - powiedział Heskey jakiś czas temu w innym programie telewizyjnym na antenie BT Sport, w którym wystąpił, jak za dawnych lat, u boku Michaela Owena. - Zarówno przez trenerów, jak i zawodników. Przez kibiców zazwyczaj też.
Jakby na jego karierę nie spojrzeć, Heskey zakończył ją z dorobkiem 110 goli strzelonych tylko na poziomie Premier League. Nawet fani ostatniego klubu, w którym występował o jeden szczebel rozgrywkowy niżej i zdobył dla niego całe trzy bramki, docenili jego wkład w grę zespołu.
- O, Emile Heskey! Kiedyś był g*wniany, teraz jest w porządku, chodzimy w cudownej krainie Heskeya! - śpiewali kibice Boltonu Wanderers.
Niektórzy poważnie zastanawiają się nawet, czy we współczesnym futbolu ten nieśmiały napastnik nie osiągnąłby jeszcze więcej. Dziś - w roli, jaką pełni w Liverpoolu Roberto Firmino - mógłby przecież obsługiwać swoimi podaniami czy zgraniami piłki głową, nie jednego, a dwóch, wybiegających na wolne pole ze skrzydła partnerów. Choć Heskey u boku Mohameda Salaha i Sadio Mane? Może jednak na wyspie fantazji można znaleźć się tylko raz.
Wojciech Falenta

Przeczytaj również