Glik jak pokruszona skała. Polak w największym spadku formy od lat

Glik jak pokruszona skała. Polak w największym spadku formy od lat
Photografeus / shutterstock.com
O katastrofalnej formie AS Monaco pisaliśmy już przed miesiącem i od tego momentu kompletnie nic się nie zmieniło. Klub dowodzony przez Thierry’ego Henry'ego spisuje się fatalnie, a jednym ze słabszych ogniw zespołu jest niestety Kamil Glik - do niedawna jeszcze podpora defensywy zespołu z Księstwa.
Kiedy 2 lata temu AS Monaco zdobywało Mistrzostwo Francji oraz dotarło do półfinału Ligi Mistrzów, było wówczas na ustach wszystkich kibiców. Chwalono zespół za polot w grze ofensywnej, a także za twardą obronę, którą dowodził sprowadzony przed tamtejszym sezonem Kamil Glik.
Dalsza część tekstu pod wideo
Polak był wtedy w doskonałym momencie swojej kariery. Jako kapitan Torino, zaliczył świetny występ na Mistrzostwach Europy z reprezentacją Polski i znajdował się w idealnym wieku dla środkowego obrońcy – 28 lat. Transfer do odradzającego się Monaco wydawał się być przemyślanym posunięciem, bo Glik z miejsca wskoczył do pierwszego składu, nie wypadając z niego aż do teraz.
Były piłkarz Piasta Gliwice nie był jednak pierwszym wyborem transferowym działaczy klubu. Numer jeden na liście stanowił Simon Kjaer, ówczesny zawodnik tureckiego Fenerbahce. Z pewnością jednak nikt teraz tego nie żałuje, że to właśnie nie Duńczyk, a reprezentant Polski trafił do Monaco, bo Glik był jedną z głównych postaci niewiarygodnego sukcesu „Czerwono-Białych” w kampanii 2016/2017.
Strzelił aż 7 bramek w sezonie, co dla środkowego obrońcy jest wynikiem imponującym. Glika określano wówczas jako jednego z najtwardszych i najrówniej grających stoperów w Europie, a pochwałom od dziennikarzy i piłkarskich fachowców nie było końca.
Kolejny rok również był bardzo dobry w wykonaniu naszego najlepszego obrońcy, bo jego Monaco zdobyło wicemistrzostwo Francji, a sam Kamil zdobył 4 gole i zaliczył 4 asysty w ciągu całej kampanii. Nawet strata takich graczy jak: Mbappe, Bernardo Sliva, Mendy czy Bakayoko nie wydawała aż tak straszna. Do czasu.

Jak mam bronić, kiedy ich jest więcej?

Obecny sezon jest katastrofalny dla klubu oraz dla samego Glika. Należy tutaj zadać sobie pytanie: czy to fatalna postawa całego zespołu ma wpływ na formę Polaka, czy może spadek jego dyspozycji aż tak bardzo odbił się na kondycji drużyny z Księstwa? Wydaje się, że pierwsza opcja jest bardziej prawdopodobna.
Oczywiście „Glikson” po Mistrzostwach Świata powrócił do klubu po kontuzji barku. Na pewno nie czuł się za dobrze i wiedział, że jego organizm nie jest jeszcze przygotowany do takiego wysiłku, do którego jest przyzwyczajony. Na dodatek zastał zespół w rozsypce kadrowej.
Monaco latem pozbyło się znów kilku kluczowych piłkarzy, nie sprowadzając w ich miejsce nikogo wartościowego. Nikogo, kto z miejsca mógłby wskoczyć do składu, a nie czekać na swoją szansę miesiącami. Odejście Fabinho i Moutinho okazało się kluczowe dla środka pola, ale także dla defensywy prowadzonej przez Kamila Glika.
Obaj pomocnicy bowiem świetnie współpracowali z linią obrony, a szczególnie Fabinho był idealnym łącznikiem między formacjami. Dziś taką rolę ma przejąć młodziutki Tielemans, któremu jednak do umiejętności Brazylijczyka jeszcze sporo brakuje. To widać na boisku, bo piłlkarze Henry’ego stracili już w tym sezonie aż 28 goli.
Glik nie ma takiego wsparcia jak wcześniej i nie może grać „swojej gry”, czyli rozbijać ataków rywali tuż przed polem karnym. Często za to musi zapełniać lukę stworzoną przez pomocników. Jego wypady na 30-40 metr nie kończą się zbyt dobrze, bo Polak nie należy do „szybkościowców” i niełatwo mu później odbudować pozycję.
Kolejnym problemem jest lewa obrona, na której zamiast Mendy’ego biega niedoświadczony Barreca lub młodziutki Henrichs. Przez braki na tej flance również trudniejsza jest współpraca między środkowymi stoperami, bo Jemerson ewidentnie nie radzi sobie w grze jeden na jeden. Glik musi go często uzupełniać i w ten sposób traci z oczu innych przeciwników.
Rola, jaką Glik odgrywał w zespole rok temu oraz przed dwoma laty, była całkiem inna. Polski stoper mógł skupić się na swoich zadaniach, a w każdej formacji wszyscy wiedzieli co robić. Dodajmy, że materiał ludzki, grający obok niego, był zdecydowanie inny, niż obecnie.
Czy to może być powód tak złej postawy Glika? Oczywiście, że tak. Trudno jest przecież grać bezbłędnie, mając obok siebie zawodników ewidentnie odstających poziomem gry od poprzedników. Działacze Monaco po sprzedaży połowy zespołu, nie potrafili go odpowiednio wzmocnić i oto jest efekt – 15 meczów z rzędu bez zwycięstwa!

Piłkarz nieszczęśliwy to piłkarz słaby

Po Gliku widać sfrustrowanie. Ktoś, kto go zna, widzi po jego mimice czy ruchu ciała, że bardzo się męczy w drużynie i doskonale zdaje sobie sprawę, że nie jest sobą. Nie może być inaczej. Jego błędy indywidualne wynikają najczęściej ze słabej współpracy z resztą zespołu, przecież z dnia na dzień nie można zapomnieć jak się gra w piłkę. Powód musi leżeć gdzie indziej.
Motywacji oraz twardego charakteru Glikowi nigdy nie brakowało i tego możemy być pewni. To zawodnik, który właśnie nieustępliwością zaskarbił sobie sympatię kibiców oraz tym, że nigdy nie odpuszczał i był w stanie „umrzeć” za drużynę. Glikowi woda sodowa do głowy na pewno nie uderzyła, bo to typ człowieka wychowany na zbyt żelaznych zasadach.
Kamil po prostu cierpi, bo w zespole Monaco nie ma dobrych wykonawców i zwyczajnie nie ma jak/kim robić dobrych wyników. Podobnie sprawa się ma do reprezentacji Polski, w której barwach ostatnio też go krytykowano. Zastanawiano się gdzie się podział piłkarz z Mistrzostw Europy.
Wytłumaczenie jest jedno – Glik przed dwoma laty miał obok siebie jednego z najlepszych prawych obrońców Europy Łukasza Piszczka oraz znajdujących się w życiowej formie Pazdana i Jędrzejczyka. Dziś roszady w linii obrony reprezentacji Polski są gigantyczne i nigdy nie wiadomo kto będzie grał obok byłego zawodnika Piasta Gliwice.
Problem polega nie tylko na rotacji personalnej, ale i testowaniu słynnej taktyki z trzema obrońcami. To też z pewnością dezorientowało i Glika, i pozostałych zawodników, którzy mówili głośno, że takie rozwiązanie ewidentnie im nie pasuje. Gdy co mecz ma się obok siebie ciągle nowych piłkarzy, trudno o jakąkolwiek stabilizację w grze.
Rybus, Reca, Kamiński, Bednarek, Kędziora - to tylko niektórzy zawodnicy grający obok Glika w ostatnich miesiącach. Każdy z nich ma zupełnie inne przyzwyczajenia na boisku oraz inaczej wypracowane automatyzmy. Na każdego trzeba inaczej krzyknąć, inaczej zaasekurować, każdy ma swoje naleciałości, które trzeba szybko poznać.

Skała się czasami kruszy

Nie da się myśleć za wszystkich, a wydaje się, że Glik musi to robić zarówno w kadrze, jak i w klubie. Dyrygować bocznymi obrońcami, partnerem w środku defensywy oraz ustawiać pomocników.
Brakuje jeszcze tego, aby „Skała” zastępował napastników w polu karnym przeciwnika, choć wiemy nie od dziś, że w obcej „szesnastce” Glik potrafi się również świetnie znaleźć. Można mu współczuć, bo za drużyną jest w stanie skoczyć w ogień, ale co z tego kiedy drużyna tego ognia nawet nie potrafi rozpalić.
Oczywiście niesprawiedliwe byłoby spychanie winy tylko na kolegów Glika. Sam zainteresowany nie ustrzegł się „baboli” indywidualnych i w kilku sytuacjach na pewno mógłby się zachować lepiej. Nie przewiduje już tak ruchów przeciwnika jak kiedyś, a jego ustawianie się czy zwrotność lekko się pogorszyły.
Na pewno Kamil musi popracować nad koncentracją, ale jakże ciężko być skupionym przez cały mecz, jeśli widać zespół w tak wielkiej rozsypce. Nic nie funkcjonuje tak jak powinno, co dla tak ambitnego zawodnika jest nie do przyjęcia. To nie jest typ piłkarza, który 5 minut po meczu już o nim zapomina i nie myśli o zespole.
Glik cierpi i to bardzo, bo za niepowodzenia drużyny obrywa mu się najczęściej. To bowiem od najlepszego obrońcy wymaga się najwięcej i każdy jego błąd komentowany jest o wiele bardziej, niż kogo innego. Tak samo jest w Monaco, jak w reprezentacji. Największe oczekiwania zawsze są w stosunku do najlepszych piłkarzy.

Potrzebna przerwa

W ostatniej kolejce Ligi Mistrzów, gdzie Monaco zostało rozgromione przez Brugię 0:4, Kamil Glik z urazem pachwiny zszedł z boiska. Na pewno nie zagra w meczach reprezentacji z Czechami i Portugalią.
Zawsze taka pauza jest dla każdego piłkarza przygnębiająca, bo po pierwsze nie wiadomo czy po powrocie do zdrowia odzyska szybko formę i ponownie wejdzie do pierwszego składu, a po drugie zdaje sobie sprawę z osłabienia zespołu. Dla Glika jednak ta przerwa od piłki może być zbawienna. Dlaczego?
Będzie miał bowiem szansę trochę odpocząć fizycznie, ale przede wszystkim zdystansować się do tej całej sytuacji klubowej i popatrzeć na wszystko z boku. Przeanalizować swoją sytuację i być może zimą szukać transferu?
Torino zabiega o Glika
Sportbuzz
O miejsce w składzie po powrocie martwić się nie musi, a o kadrę powinien być spokojny, bo gramy dwa mecze „o pietruszkę”. Może spokojnie wszystko przemyśleć, naładować baterie i wrócić do klubu spokojniejszy. Czy zmieni barwy już zimą, czy poczeka do lata? A może zostanie na tonącym statku bez kapoka? Na pewno ma się nad czym zastanawiać.
Paweł Chudy
Redakcja meczyki.pl
Paweł Chudy09 Nov 2018 · 12:16
Źródło: własne

Przeczytaj również